25 sierpnia 2015

[ Sands ] Prolog


Jonghyun
Jestem normalnym człowiekiem.
Codziennie rano przed lustrem powtarzałem te same słowa, zamykając na chwilę oczy i skupiając się na pozytywnej energii, która delikatnie przepływała przez moje ciało. Za każdym razem na chwilę udawało mi się zapomnieć i naprawdę uwierzyć w to, co mówię. 
Przez kilka sekund każdego dnia byłem szczęśliwy. Wtedy otwierałem oczy i całe przekonanie o własnej normalności rozpadało się na miliony drobnych kawałeczków. W pierwszej sekundzie mężczyzna z lustra wyglądał normalnie - wysportowany, przystojny, szeroko uśmiechnięty, niezbyt wysoki (cóż, życie płata ludziom figle). Prawie wszystko się zgadzało. Wszystko, tylko nie ten przerażająco jasny, nie złoty, ale beznadziejnie żółty kolor oczu. 
Nienawidziłem żółtego niemal tak bardzo jak ostatnio nienawidziłem siebie.
- Jonghyun, pośpiesz się, do cholery jasnej! - krzyknął mój współlokator, głośno uderzając ręką w drzwi. Łazienkę zamknąłem na klucz, ale Minho otworzył kiedyś zamek za pomocą noża, więc wcale nie czułem się bezpieczniej. Bałem się, że zrobi to ponownie, więc grzecznie spełniłem jego prośbę i moje ruchy wreszcie nabrały tempa.
Wziąłem szybki prysznic, założyłem ciemnobrązowe szkła kontaktowe i po raz kolejny stanąłem przed lustrem. Strzeliłem sobie szybki monolog o radości z życia, milion razy powtarzając swojemu odbiciu, że da sobie radę. I kiedy miałem już wychodzić, bo mój współlokator zdawał się tracić nad sobą panowanie, coraz głośniej mi o sobie przypominając, stało się to, czego nienawidziłem jeszcze bardziej, niż cholernego żółtego.
Zamknąłem oczy, w tym samym czasie zaciskając mocno dłonie w pięści. Próbowałem unormować oddech, czekając, aż te dziwne obrazy pojawiające się w mojej głowie po prostu znikną. Zawsze to samo - tragedie, wypadki... wszędzie śmierć. Doprawdy rzadko zdarzało się, bym zobaczył coś pozytywnego. I tym razem nie było inaczej.
Korea, Seul, poranek, chłód, zima, lód, ulica... Minho. 
Kiedy doszedłem do siebie i wreszcie otworzyłem oczy, w lustrze zobaczyłem odbicie kogoś ogarniętego paniką. Próbowałem się uspokoić, ale ręce wciąż mi się trzęsły, kiedy odkręcałem kran i przemywałem twarz lodowatą wodą. Orzeźwiła mnie, ale nie sprawiła, że z głowy wyleciał mi obraz wypadku samochodowego, w którym dzisiaj miał wziąć udział mój najlepszy przyjaciel.
Otworzyłem drzwi, prawie wpadając na mocno zdenerwowanego kumpla. Górował nade mną wzrostem, więc poczułem się doprawdy niekomfortowo, kiedy tak mierzył mnie wzrokiem niczym prawdziwy bad boy z dobrej dramy o szkolnych gangsterach. Widziałem, jak się stara wyglądać groźnie, zaciskając mocno wargi. Mimo nieprzyjemnego wyrazu twarzy, który jakimś cudem przybrał, jego oczy wciąż pozostały... normalne. Ogromne, wyrażające szczerą troskę. Nie potrafił się gniewać, nawet kiedy chciał. Niewielki uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy, zniknął zaledwie sekundę później, gdy Minho pstryknął mnie w nos.
- Przez ciebie się spóźnię - burknął, mijając mnie.
Złapałem go za nadgarstek.
- Zawiozę cię - powiedziałem. Strzepnął moją rękę, marszcząc brwi. Chyba naprawdę zdenerwowało go moje wieczne blokowanie łazienki.
- Daj spokój, masz w ogóle nie po drodze.
Co ty nie powiesz, prychnąłem w myślach. Jednak nie chciałem go zniechęcić do swojego świetnego planu ratowania życia przyjaciela, więc tylko wzruszyłem ramionami.
- Raz mogę to dla ciebie zrobić. W końcu przeze mnie możesz się spóźnić - wyjaśniłem, wchodząc do niewielkiej kuchni.
Nasze mieszkanie ogólnie było małe, ale na naszą dwójkę idealne. Chociaż spaliśmy w jednym pokoju - ewentualnie jeden z nas okupował kanapę w salonie, kiedy zwyczajnie mieliśmy siebie dość - nie mieliśmy prawdziwego stołu, przy którym moglibyśmy jadać posiłki, a w pokoju stało tylko jedno biurko, to mimo wszystko czuliśmy się dość komfortowo. Żaden z nas bynajmniej nigdy nie narzekał.
Minho westchnął, przeczesując palcami czarne, dość długie, proste włosy. Od dawna mówił, że musi iść do fryzjera, ale jakoś do tej pory tego nie zrobił.
- Jadę autobusem.
Zawsze był uparty.
- Jedziesz ze mną. Zaufaj mi, hyung. Po prostu jedź dzisiaj ze mną - syknąłem.
Robiłem coś wbrew sobie, co automatycznie wywołało u mnie gniew. Nie lubiłem namawiać ludzi. Nie robiłem tego, bo miałem wrażenie, jakbym w ten sposób ograniczał ich wolność czy coś w tym rodzaju. Mówiłem coś raz i czekałem na odpowiedź, jeżeli ktoś podjął już decyzję, to się z nim nie sprzeczałem. Tym razem zachowałem się inaczej, co nie uszło uwadze Minho. 
Na szczęście nie zadawał żadnych pytań. Kiwnął głową na znak zgody i chwilę później zniknął za drzwiami łazienki. 
Westchnąłem.
Czekała mnie dzisiaj długa droga do pracy. Na około. Przez całe, zapchane, zakorkowane miasto. 
Nie jestem normalny, ale przynajmniej uratuję komuś życie.


*

Kibum
Moje życie to pasmo fascynujących wydarzeń.
Będąc oryginalną, interesującą osobą, przyciągałem do siebie samych niesamowitych ludzi, z którymi wiązały się liczne, dziwne historie. Dodatkowo, mając swoją tajną broń, zawsze mogłem być w centrum najświeższych, najciekawszych zdarzeń. Nie miałem pojęcia, dlaczego akurat ja dostałem ten cudowny dar, jakim była możliwość zaglądania w przyszłość, ale byłem cholernie wdzięczny temu, kto mi go dał. Dzięki temu w moim słowniku nie było słowa "nuda". Pracowałem jako dziennikarz, gdzie moje umiejętności były niezastąpione, a w życiu prywatnym... cóż, w tym momencie wracamy do opowiadania o interesujących ludziach.
Ponad cztery lata temu poznałem niedoszłą samobójczynię, która obecnie była moją najlepszą przyjaciółką i w tym momencie siedziała przede mną, robiąc z siebie idiotkę, jak to miała w zwyczaju. Usmarowana pianką od kawy, wykrzykiwała na prawo i lewo przekleństwa, obrzucając błotem biednego kelnera, który podał jej zimną kawę. 
Oh Jiah była inna - w pewnym sensie nienormalna, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, właśnie dzięki temu naprawdę się dogadywaliśmy. 
Jiah była jedyną osobą, która wiedziała o mnie wszystko. I mówiąc to, naprawdę miałem na myśli wszystko.
- Robisz scenę już od kilku minut. Chcesz zmienić wreszcie kawiarnię, czy dać ci jeszcze trochę czasu? - zapytałem, spoglądając na zszokowanych ludzi, siedzących przy stoliku obok.
Miałem spory ubaw, przyglądając się ich zniesmaczonym minom.
- Nie wyjdę stąd, póki nie dostanę mojej gorącej kawy. Jest ZIMA, do cholery! Kto w zimę pije frappe? - warknęła, uderzając otwartą dłonią o stół tak mocno, że kawa prawie wylała się z jej szklanki.
Upiłem łyk swojej równie zimnej "gorącej" czekolady i uśmiechnąłem się do przyglądającej się nam dziewczyny, która chyba tu pracowała, ale bała się podejść do wrzeszczącej klientki. Oczywiście nie odwzajemniła uśmiechu, wystraszyła się jeszcze bardziej i zwyczajnie zniknęła za ladą. Dosłownie zniknęła, bo w jednej sekundzie tam stała, a w drugiej już jej nie było.
Zaśmiałem się pod nosem, poprawiłem okulary i wstałem z miejsca, zwracając na siebie uwagę wszystkich klientów kawiarni. Podszedłem do kasy, ignorując protesty Ji i wyjrzałem zza lady. 
- Przepraszam - zagadałem do dziewczyny, która w tej samej chwili zaczęła udawać, że sprząta reklamówki. - Chciałem zamówić kawę. Naprawdę gorącą kawę - poprosiłem. Kiwnęła głową, przyjęła pieniądze i bez słowa wyszła do zaplecza. Chwilę później trzymałem już w ręku parzący kubek.
- Jak znowu zrobisz scenę, to cię tu zostawię. Nie obchodzi mnie, że przyjechałaś tu ze mną i nie masz jak wrócić - burknąłem, stawiając kubek przed nosem Ji. Uśmiechnęła się szeroko, jakby właśnie dostała coś naprawdę wartościowego.
- To się nazywa gorąca kawa, patrz jak paruje! - krzyknęła uradowana i wsypała do kubka kilka czubatych łyżek cukru. 
- Nic dziwnego, że jesteś taka nadpobudliwa przy takiej ilości cukru - stwierdziłem, zabierając jej cukierniczkę z przed nosa. 
- Kibum, oddaj.
- Pij i idziemy - zarządziłam, oglądając się przez ramię. 
Dziewczyna, która zrobiła Ji kawę wciąż stała przy kasie, wpisując coś w zeszyt. Patrzyłem na nią przez chwilę, dopóki Jiah nie uderzyła mnie w ramię.
- Nie gap się tak, wystraszysz ją.
Prychnąłem.
- Jakby mnie to obchodziło - sprostowałem.
Ji zapewne rzuciła jakąś ciętą ripostę, którą naprawdę chciałbym usłyszeć. Jednak w tym samym czasie kilka ciekawych obrazów pojawiło się w mojej głowie.
Uwielbiałem ten moment, kiedy wszystkie moje dotychczasowe myśli po prostu uciekały, a zastępowało je to jedno, ważne wydarzenie, przez jakiś czas znane tylko mnie. Czułem się wtedy wyjątkowy i bardzo z tego powodu szczęśliwy.
Najpierw zobaczyłem zatłoczoną ulicę w środku miasta. Nic szczególnego - zimowy poranek w Seulu. Dorośli ludzie spieszący się do pracy, a dzieciaki i młodzież do szkoły. Przez chwilę myślałem, że jedyną rzeczą, która miała się stać, było pośliźnięcie się na lodzie bardzo wysokiej dziewczyny w mundurku. Po chwili jednak dotarło do mnie, dlaczego moje myśli powędrowały w to miejsce. Wysoki, czarnowłosy chłopak w słuchawkach własnie wkracza na jezdnię, a tuż obok samochód, który wpada w poślizg. Kolejne dwa pędzące auta w żaden sposób nie poprawiają sytuacji. Tragedia w samym środku miasta.
- Wypadek - rzuciłem podekscytowany do Ji, która wpatrywała się we mnie bez słowa. - Niedaleko nas.
Dobrze wiedziała, co się działo, kiedy za długo milczałem. Zawsze posłusznie czekała, aż wszystko minie. Nie zadawała za dużo pytań, za co w sumie byłem jej wdzięczny. Czasem ekscytacja brała górę i od razu opowiadałem jej, co widziałem, a czasem mimowolnie stawałem się świadkiem tak okropnych wydarzeń, że wolałem od razu o nich zapomnieć. 
- I z czego się cieszysz? - burknęła, upijając łyk kawy. Wyglądała na mocno zniesmaczoną.
- Nie cieszę się! Ale co niby mam zrobić? Wypadek i tak będzie miał miejsce, a ja jako świadek przynajmniej będę miał o czym pisać - stwierdziłem, szybko wstając od stołu. 
Zazwyczaj moje wizje nie wybiegały zbyt daleko w przyszłość, dlatego musiałem szybko znaleźć się na miejscu zdarzenia. Zostawiłem więc Ji w kawiarni, chociaż wcześniej obiecałem jej, że odwiozę ją do domu. 
- Jesteś nienormalny! - krzyknęła za mną.
- Nie nienormalny, ale oryginalny! - odpowiedziałem standardową formułkę, zamykając za sobą drzwi. 
Piętnaście minut później byłem już na miejscu. Stanąłem w bezpiecznej odległości i... czekałem. Nic się nie działo. Sekundy zamieniały się w minuty, a po wypadku ani śladu. Przez chwilę zastanawiałem się, czy aby na pewno przyszedłem w odpowiednie miejsce, ale byłem w stu procentach pewny, że nazwy ulic i numery budynków się zgadzały. 
To się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Każda moja wizja zawsze się sprawdzała! Miałem dość czasu, żeby się o tym przekonać. Kiedy na początku jeszcze próbowałem zapobiegać wszystkim tym wypadkom, kiedy jeszcze miałem siłę i czas na udawanie anioła stróża, często wiele wizji i tak ostatecznie się sprawdzało. Jakby los uparł się na nieszczęście niektórych ludzi. Tym razem... nic.
Westchnąłem.
To nie tak, że brak wypadku mnie zasmucił. Oczywiście cieszyłem się, że nikomu nic się nie stało! Jednak ta fałszywa wizja naprawdę sprawiła, że zacząłem się martwić.
Czyżby coś mi się stało?


~*~


Nie było mnie tutaj ponad rok. Zapewne nikt tu już nie zagląda, ale to nic. Zaczynam z nową historią, więc może uda się znaleźć również nowych czytelników. 
Powyżej taki oto wstęp do Scream and shout. Zaczyna się niewinnie. Jak będzie później - zobaczymy.
Pozdrawiam, xx~ 
Martis.





4 komentarze:

  1. Jestem ciekawa dalszego obrotu spraw, bo chyba ta wizja dotyczyła innego dnia... xD

    Cóż bardzo mi się podobło, zwłaszcza że jedni z moich ulubionych wykonawców są bohaterami i szczerze, widzę w nich takie dwie "wróżki"... hahah

    Ładnie i spójnie napisane, z ogromną i zadowalającą mnie ilością opisów (jestem ich fanką) <3

    Kiedy dodałabyś kolejną cześć?

    Pozdrawiam
    Juniel :*

    Ps. ide nadrobić resztę opowiadań i dodam Twojego bloga do zakladki "czytane" która powstaje, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Cieszę się, że początek przypadł Ci do gustu. Długo się zastanawiałam czy w ogóle to publikować. Kolejna część? Postaram się w miarę szybko ją skończyć, może uda mi się wrzucić ją w przyszłym tygodniu, jak złapię coś weny. Och, no i będę zaszczycona~!
      Pozdrawiam gorąco, xx
      Martis.

      Usuń
  2. Martis ja chyba padnę i nie wstanę.. to jest jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam seryjnie.. pochłonęło mnie tak bardzo że teraz bije się po głowie.. dlaczego tylko rozdział dlaczego ;~; przewidują przyszłość i do tego mają zajebiste charakterki, mój gust jak nic <3 podobały mi się dialogi i opisy i boże płaczę ze śmiechu przy pierwszych linijkach XD "niezbyt wysoki (cóż, życie płata ludziom figle)" kocham XDDD w ogóle żółte oczy nie wierzę XD "otworzył kiedyś zamek za pomocą noża, więc wcale nie czułem się bezpieczniej." tak XDD nie przeczytałam wcześniej gatunku itp więc myślę o jakaś komedia połączona z yaoi a tu taka niespodzianka.. cudne, najlepsze, wspaniale napisane.. czekam na to z cholerną niecierpliwością bo ten fick szczególnie zawrócił mi w głowie! (może też przez to że nie czytam dużo szajniackich opek) Martis, weny!
    Yumi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woah, Yumi <3 Jestem Ci przeogromnie wdzięczna za tak długie i miłe komentarze~ cały czas się uśmiecham, chociaż przeczytałam go kilkanaście minut temu. Naprawdę BARDZO się cieszę, że historia przypadła Ci do gustu. No cóż, lubię komedie, dlatego sama często próbuje coś wplatac w historię, czasem z marnym skutkiem niestety. Super, że tym razem udalo sie kogoś rozbawic <3 specjalnie dla Ciebie się pośpiesze i po powrocir zacznę pisać kolejny part, x

      Usuń