Jongin się zmienił.
Taka była pierwsza myśl Tae, kiedy po
ostatnim tak ochoczo wspominanym przez kolegów z klasy incydencie starszy
kolega wreszcie dał mu spokój. Może nie całkowity, bo wciąż rzucał mu groźne
spojrzenia i witał typowym dla siebie tekstem „co jest, laleczko?”, ale przynajmniej nie stosował już wobec niego
przemocy. Właściwie, to od paru dni nie dotknął go nawet raz, co dla Tae było
zadziwiającym postępem. Kiedy zaczął się nad tym głębiej zastanawiać, wymyślił
nawet jedną niesamowicie pokręconą, niemożliwą teorię, która pachniała fikcją
na kilometr: postrach szkoły ma uczucia. Postrach szkoły wreszcie odnalazł
swoje zagubione człowieczeństwo.
Niestety, Kim Jongin najwyraźniej wcale
nie posiadał sumienia, które mogłoby mu pomóc w odróżnieniu dobra od zła, bo
zamiast przestać dręczyć wszystkich dzieciaków, zwyczajnie zmienił swój cel.
Taehyung mógł cieszyć się spokojem tylko z jednego powodu – w szkole pojawił
się nowy chłopak, młodszy od Jongina o trzy lata, który parę dni temu
przeprowadził się z rodziną do Seulu.
Choć
Taehyung nie miał jeszcze okazji poznać pierwszaka, który dostał już nawet
swoją własną plakietkę – „Transfer” – naprawdę bardzo mocno mu współczuł.
Dobrze wiedział, jak to jest użerać się z niezbyt inteligentnym, ale
zdecydowanie zbyt silnym i charyzmatycznym Kim Jonginem i jego bezmózgimi
pomocnikami, które dla jednej pochwały chyba przynieśliby mu bijące serca
swoich ofiar.
Tae skrzywił
się, kiedy nieprzyjemne obrazy pojawiły się w jego głowie. Oglądał stanowczo
zbyt dużo animowanych seriali, w których przemoc grała główną rolę. Dziwne, że
przez nie sam nie stał się jeszcze agresywnym Panem
Szkoły.
Po raz
pierwszy od kilku miesięcy, Tae mógł spokojnie przejść przez całą stołówkę z
tacą pełną jedzenia, które wcale nie wylądowało ani na ziemi, ani na jego
spodniach. Dziwnie się czuł, kiedy nikt w pobliżu nie zwracał na niego uwagi.
Jakby dni jego męczarni wreszcie dobiegły końca – jak gdyby już dawno umarł, a
teraz jako niewidzialny duch błąkał się po swoim piekle.
Kiedy
zebrani w stołówce uczniowie wybuchli głośnym śmiechem, Tae rozejrzał się
dookoła, szukając przyczyny nagłej zmiany w panującej na sali atmosferze. Ku
jego zdziwieniu, wcale nie był w samym centrum zainteresowania. Nikt na niego
nie patrzył, posyłając mu nieme pytania typu
„dlaczego właściwie wciąż żyjesz?”. I dopiero w tym momencie poczuł, że naprawdę stał się wolny. Koniec z kąśliwymi uwagami, dowcipami czy bijatykami, koniec z podstawianiem mu nóg, wywracaniem tacy i wylewaniem wody na jego spodnie.
„dlaczego właściwie wciąż żyjesz?”. I dopiero w tym momencie poczuł, że naprawdę stał się wolny. Koniec z kąśliwymi uwagami, dowcipami czy bijatykami, koniec z podstawianiem mu nóg, wywracaniem tacy i wylewaniem wody na jego spodnie.
Czy własnie
nastała dla niego nowa era, w której będzie mógł znów w spokoju egzystować? Żyć
po swojemu, robić to, na co od dawna miał ochotę, ale wcześniej brakowało mu
odwagi? Teraz, kiedy nie był pod ostrzałem spojrzeń swoich znajomych, mógł
wreszcie odetchnąć i zacząć żyć. Wyobraził sobie, jak siedzi w sali muzycznej i
gra na saksofonie, jak pisze własne piosenki i znów wrzuca je do sieci, jak
nagrywa utwory z nowo poznanym internetowym kolegą, który nawiasem mówiąc,
według Tae miał niesamowicie dobry gust muzyczny. Choć młody Kim wcześniej nie
interesował się hip hopem, kilka piosenek, które przesłał mu Hoseok, sprawiło,
że miał ochotę zmienić całą listę odtwarzania. Zapełnić ją czymś nowym, co
dopiero poznawał i co naprawdę go ekscytowało.
Kiedy wrócił
myślami na ziemię, zdezorientowany rozejrzał się po stołówce. Szybko zrozumiał,
co było przyczyną dobrego humoru rówieśników. Znajomi śmiali się w głos,
pokazując palcami na siedzącego samotnie przy stole nowego ucznia. Transfer
kurczowo trzymał na kolanach swój plecak, który Jongin siłą próbował mu
odebrać. Szkolny gangster wykrzyknął kilka nieprzyzwoitych słów, na których
dźwięk nowy tylko mocno zamknął powieki.
Tae
rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu profesora. Jak na złość kiedy
najbardziej ich potrzebował, znikali. Jakby mieli w mózgach czujniki
niebezpiecznych starć uczniów i za każdym razem, kiedy wyczuwali coś w
powietrzu, wychodzili. Do tej pory jeszcze nigdy żaden nauczyciel nie pomógł
Tae, kiedy Jongin publicznie robił z niego pośmiewisko. Nikt nie odważył się
również żadnego profesora przyprowadzić, bo to oznaczałoby znalezienie się na
celowniku Wielkiej Trójki.
Cała
sytuacja z perspektywy Taehyunga wyglądała niesamowicie żałośnie. Pierwszy raz
miał okazję znaleźć się po stronie postronnego obserwatora. To wcale mu się nie
podobało. Czuł się tak, jakby niebiosa właśnie postawiły go przed jakimś
ostatecznym sprawdzianem: jak się teraz zachowasz? Czy całe życie będziesz
obojętny?
W przeciwieństwie do reszty gapiów, Tae
wcale nie było do śmiechu. Skrzywił się, kiedy Jongin trzepnął młodszego kolegę
w tył głowy, a później zrzucił jego tacę z jedzeniem na ziemię.
Czy właśnie tak wyglądałem w oczach
kolegów, kiedy się nade mną znęcano? Tak samo beznadziejnie, bezbronnie, po
prostu... żałośnie?,
zastanawiał się. Ręce zaczęły mu drżeć, kiedy mocno zacisnął je na brzegach
tacy.
– Co jest,
Transfer? Co tam ukrywasz? Czemu nie chcesz tego pokazać swojemu starszemu
koledze? Te, patrz na hyunga, kiedy do ciebie mówi – warczał Jongin, uśmiechając się szeroko. Udało mu się wyrwać przedmiot
z rąk właściciela. Odsunął suwak i zajrzał do środka. Kiedy skończył przeglądać
jego zawartość, wysypał wszystko na ziemię. Nie wyglądał na zadowolonego. Był
jeszcze bardziej wściekły, niż parę sekund wcześniej. – Po co się tak
stawiałeś, skoro nie ma tu nic ciekawego? Same śmieci – warknął, dotykając
butem porozrzucanych rzeczy, ubrudzonych w kimchi i soku pomarańczowym. Spod
książek wyciągnął telefon nowego, który chwilę później po prostu roztrzaskał.
– Jezu! –
krzyknął Transfer, rzucając się na ziemię. Wziął do ręki rozbitą komórkę i
obrócił ją parę razy w dłoniach. Tae dostrzegł łzy w jego oczach. Poczuł się
trzy razy gorzej oglądając całe to przedstawienie, niż niegdyś będąc na miejscu
młodszego kolegi. Coś mocno ścisnęło go za serce, kiedy pierwsza łza spłynęła
po policzku ciemnowłosego chłopaka, a obserwujący to uczniowie w odpowiedzi
jeszcze głośniej zaczęli się śmiać.
Tae nie był
aż tak przerażony jak kiedyś – teraz zalała go ogromna fala gniewu, znacznie
większa, niż ta po zerwaniu z Hyuną. Czuł niesamowicie wielką potrzebę
ulokowania gdzieś nieprzyjemnych emocji, z którymi od tylu miesięcy nie
potrafił wygrać.
Zanim zdążył
pomyśleć o konsekwencjach, jego nogi same zaprowadziły go do celu. Stanął za
Jonginem i mocno szarpnął go za ramię. W tym momencie na sali na chwilę
zapanowała cisza. Tae usłyszał, jak ktoś mocno wciągnął powietrze, któryś z
obserwatorów syknął ostrzegawczo.
Kiedy pięść
Taehyunga wylądowała na szczęce niczego nie spodziewającego się Jongina,
chłopak poczuł, jak wreszcie robi mu się lżej na sercu. Tae nie miał zamiaru oszczędzać
swojego przeciwnika – wreszcie miał okazję odwdzięczyć się mu za całe
cierpienie i wstyd, jakiego mu przysporzył. Nie poprzestał więc na jednym, nic
nie znaczącym uderzeniu – chciał wreszcie pokazać, na co go stać, więc wykonał
dwa kolejne, zupełnie powalając Jongina na ziemię.
– Kurwa,
Taehyung, co ty odpierdalasz?! – krzyknął starszy Kim, zasłaniając ręką rozbity
nos. Krew ciekła mu po twarzy i spływała do ust. Wypluł ją na zimne płytki,
wyrzucając z siebie kolejne przekleństwa.
Tae patrzył
na niego nieobecnym wzrokiem, jakby na chwilę kompletnie się wyłączył. Pomału
docierało do niego, co właśnie zrobił. Nie do końca rozumiał, dlaczego w ogóle
stanął znanemu całej szkole Jonginowi na drodze. Przecież gdyby teraz siedział
cicho, miałby prawdopodobnie zagwarantowany spokój aż do ukończenia szkoły. Nie
musiałby jadać więcej obiadu w toalecie, ani ukrywać się w składziku na miotły,
kiedy po szkole krążyły pogłoski, że Jongin znów oblał kolejny egzamin i musi
się na kimś wyżyć. Wreszcie byłby wolny! Ale za jaką cenę?
Tae już nie
mógł patrzeć na cierpienie niewinnego dzieciaka, który nawinął się Jonginowi.
Co dopiero przyglądać się temu przez cały rok! Współczucie chyba zjadłoby go od
środka – zabiłoby jego ostatnie pozytywne emocje, które próbował w sobie
gromadzić na czarną godzinę. Nie pozwoliłby nowemu przejść przez całe to
piekło, które wcześniej zgotował mu starszy kolega.
– Masz ze
sobą jakiś problem, Jongin? – Słowa same popłynęły z ust Taehyunga, kiedy
patrzył na wciąż leżącego przed nim chłopaka. – Zaczepiasz tylko lepszych od
siebie, czy masz jakiś inny plan działania? – zadrwił, delikatnie kopiąc byłego
przyjaciela w łydkę.
Nim Tae
zdążył coś dodać, Oh Sehun niespodziewanie zaatakował – uderzył go parę razy w
brzuch z siłą, jakiej nikt by się po nim nie spodziewał. Tae zgiął się w pół,
prawie zwracając swój ledwo zaczęty obiad. Poczuł tak ogromny ból, że na chwilę
zapomniał, jak się oddycha.
– Nie
stawiaj się, frajerze, bo będzie dwa razy gorzej – warknął Oh, popychając Tae,
który stracił równowagę i upadł na podłogę. Pomału żałował, że w ogóle się
odezwał. Jednocześnie wciąż był z siebie dumny, że wreszcie udało mu się
przełamać i postawić Jonginowi.
Młodszy
postrach szkoły, żartobliwie nazywany przez rówieśników samcem beta, podszedł
do swojego mentora i pomógł mu wstać.
– Nie myśl,
że to koniec, laleczko. Wszystko co robiłem do tej pory, to była tylko zabawa.
Teraz się ode mnie, kurwa, nie uwolnisz – powiedział na odchodne Jongin,
rzucając mu złowrogie spojrzenie.
Oh Sehun
splunął na płytki, niedaleko twarzy Taehyunga, który wciąż zwijał się z bólu,
nie bardzo kontaktując ze światem.
– Nie
musiałeś tego robić – szepnął nowy, pomagając Tae się podnieść, gdy dwóch
znienawidzonych już przez niego uczniów wreszcie wyszło ze stołówki.
Dla
Taehyunga, jego dotyk był prawie tak delikatny, jak dotyk motyla. Jakby się
bał, że niosąc pomoc, sprawi mu jeszcze więcej bólu.
– Musiałem –
odpowiedział Tae, siadając na tym samym krześle, które wcześniej zajmował
jego nowy, młodszy kolega.
– Przeze
mnie będziesz miał kłopoty – stwierdził, pojawiając się obok niego. Podał mu
jabłko, które jako jedyne zostało na stole. Reszta jedzenia leżała na ziemi,
tuż obok porozwalanych książek i jego rozbitego telefonu.
Tae przyjął
ten gest z delikatnym uśmiechem. Dzieciak był całkiem słodki – uroczo niewinny
i spokojny. Przynajmniej takie zrobił na nim wrażenie. Taehyung miał ochotę go
chronić, chociaż nawet nie znał jego imienia. W przeciągu paru minut stał się
mu bliższy, niż którykolwiek z jego wcześniejszych znajomych.
– Nie martw
się. Już nie raz byłem na celowniku Jongina – wyjaśnił, wciąż rozmasowując
obolały brzuch.
– Dziękuję –
dodał, nisko się przy tym kłaniając. Wyciągnął rękę w jego stronę i nieco
głośniej już wypowiedział swoje imię. – Jeon Jungkook.
– Kim Taehyung – przedstawił się w odpowiedzi.
Zapadła
cisza, ale nie taka, którą od razu chciałoby się przerwać. Milczenie w
towarzystwie Jungkooka było zadziwiająco przyjemne dla skrytego w sobie Tae.
Chłopak wcale nie miał ochoty na rozmowę z nieznajomym – po prostu cieszył się
jego obecnością. Wreszcie znalazł kogoś, kto w pewnym stopniu mógł go zrozumieć
– drugą ofiarę Jongina. Zdecydowanie mieli mnóstwo wspólnych tematów,
których być może kiedyś wreszcie będą w stanie dotknąć.
Jungkook w pewnym
momencie wstał od stołu i bez słowa odszedł, zostawiając Tae w świecie jego
myśli i wspomnień. Choć Kim z początku poczuł się urażony, że nowy znajomy
nawet się z nim nie pożegnał, nie miał mu tego całkowicie za złe. Jungkook
wydawał się być równie nieśmiały i aspołeczny, co Tae, więc w pewnym sensie
zdążyli już nawiązać jakąś cienką nić porozumienia.
Taehyung
mocno się zdziwił, kiedy parę minut później Transfer wrócił do stolika,
stawiając przed nim tacę pełną jedzenia. Nie nawiązali kontaktu wzrokowego,
jednak obydwoje szeroko się uśmiechnęli. Taehyung cały czas cieszył się
obecnością kogoś nowego. Jungkook natomiast wciąż błądził myślami wokół sceny,
która wydarzyła się na jego oczach parę sekund po tym, jak szkolny tyran rozbił
mu telefon. Wciąż powtarzał w głowie ten fragment, w którym Tae w zamian
roztrzaskał mu nos.
– Nie mogę
ci obiecać, że zawsze będę stawać w twojej obronie, bo czasem może nie być mnie
w pobliżu – zaczął po jakimś czasie Tae, kiedy wreszcie zebrał się na odwagę. –
Ale zawsze możesz ze mną porozmawiać, jeśli będziesz tego potrzebował. Możesz
mnie znaleźć w opuszczonej sali muzycznej na drugim piętrze albo w męskiej
toalecie na trzecim. To takie moje tajemnicze kryjówki – wyjaśnił, wpatrując
się w do połowy zjedzoną kanapkę Jungkooka. Nie chciał patrzeć mu w oczy, bo
wtedy najprawdopodobniej by się speszył, zrobiłby się czerwony albo jeszcze na
dokładkę by się rozpłakał.
– Dziękuję –
powiedział drugi raz tego dnia Jungkook, wpatrując się w ciemne oczy kolegi.
Nie trudno było zauważyć, że rozmówca unika jego spojrzenia. Nie czuł się
jednak niekomfortowo – wedle niemego życzenia Tae, zwyczajnie spuścił wzrok na
jego dłonie. – Nie zdziw się, jeśli skorzystam z propozycji – dodał, po czym
wgryzł się w swojego burgera, ucinając rozmowę na kolejnych kilkanaście minut.
Choi Minho
wpatrywał się bez słowa w swojego pacjenta, który po zakończeniu swojej
opowieści o bójce w stołówce, spuścił głowę i wbił spojrzenie w swoje dłonie.
Choć do tej pory zawsze na wszystko miał gotową odpowiedź, tym razem musiał się
mocno zastanowić, żeby odpowiednio dobrać słowa.
– Zawiodłem
pana – bardziej stwierdził, niż zapytał Tae, a Minho w odpowiedzi tylko
delikatnie się uśmiechnął. Doktor oparł się o swoją rękę, tym samym sprytnie
zasłaniając nią swoje usta. Silił się na powagę, jednak zachowanie Taehyunga
kompletnie go rozczulało.
–
Zaskoczyłeś, tak. Zasmuciłeś, owszem. Zawiodłeś... to trochę zbyt mocne słowo –
wyjaśnił po chwili, niespodziewanie przywołując spojrzeniem swojego pacjenta.
– Nie
rozumiem – szepnął Tae, kompletnie zbity z tropu. Naprawdę bał się powiedzieć
doktorowi Choi całą prawdę, bo spodziewał się niepochlebnych komentarzy z jego
strony. Wydawało mu się, że zostanie zganiony za brak kontroli, niemyślenie i
zbyt szybkie działanie. Sądził, że zobaczy jego zawiedziony wzrok i mocno
zaciśnięte usta, jak u jego ojca, kiedy wracał do domu po spotkaniach z
nauczycielami. Ku jego przerażeniu, psycholog się uśmiechał.
– Stanąłeś w
obronie słabszego, choć wreszcie mogłeś mieć spokój. Cieszę się, że nie jesteś
obojętny na cierpienie innych. Jednocześnie przykro mi, że wybrałeś tak
neandertalski sposób, jak bójka. Zdajesz sobie sprawę, że zniżyłeś się do jego
poziomu, prawda? – zapytał Choi, poważniejąc.
Tae nie
odpowiedział od razu. Musiał przetrawić słowa doktora, które – tak mu się wtedy
wydawało – na długo zostaną w jego pamięci. Czy wiedział, że na chwilę stał się
taki jak Jongin? Nie przyszło mu to do głowy. Ostatnie, czego chciał, to być do
niego podobnym.
Pokręcił głową, odwracając wzrok.
– Nie chciałem. Ja tylko chciałem pomóc Jungkookowi
– powiedział, ciągnąć wystającą nitkę z rękawa koszuli.
– Nie sądzisz, że wreszcie powinniście
zareagować? Wy jako uczniowie, których bez ustanku terroryzuje jeden ze
starszych kolegów. Dlaczego nie zgłosicie tego wyżej, nie zaalarmujecie
profesorów? Moglibyście położyć temu kres. Jongin nie uprzykrzałby więcej
twojego życia. Ani życia Jungkooka – zaproponował spokojnym, delikatnym tonem.
Zdawał sobie sprawę z tego, że takie sytuacje zawsze są drażliwe i mało kto
decyduje się głośno o tym mówić.
Reakcja Tae utwierdziła go w przekonaniu,
że samo mówienie o tym przerażało ludzi. Jego pacjent patrzył na niego tak
ogromnymi oczami, jakich jeszcze chyba nie widział. Taehyung bał się, że doktor
Choi zrobi to bez jego zgody – zgłosi to profesorom, a oni będą pytać. Dowiedzą
się, od kogo to wszystko wyszło. Jego rówieśnicy też będą wiedzieć. Nie będzie
miał już życia. Nigdy. Nigdzie. Będzie skończony.
– Nie! Niech pan nawet o tym nie wspomina.
Znienawidzą mnie, wszyscy mnie bardziej znienawidzą – jakby jeszcze niedostatecznie mnie
nienawidzili, dopowiedział w
myślach. W jego głosie, oczach, w zachowaniu... doktor wszędzie dostrzegał
panikę.
– Uspokój się, Taehyung. To była tylko
sugestia – odpowiedział Choi i westchnął ciężko.
– Niech pan więcej tego nie sugeruje –
szepnął, znów spuszczając wzrok na swoje dłonie.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że unikasz
najprostszego wyjścia? Możliwe, że jedynego odpowiedniego wyjścia z sytuacji,
które nie pociągnęłoby za tobą żadnych nieprzyjemnych skutków. Dlaczego nie
spróbujesz? – zapytał, naprawdę wierząc w swoją teorię.
Tae powstrzymał prychnięcie.
– Bo się boję.
– Kogo? Jongina?
– Reakcji znajomych. Reakcji Jongina.
– Jeżeli to zgłosisz, prawdopodobnie nie
będzie mógł ci nic zrobić.
– Znajdzie sposób.
– Myślałeś o
przeniesieniu się do innej szkoły? – zapytał doktor Choi. Od dawna o tym
myślał, szukając rozwiązania dla Tae.
– Nie chcę.
–
Ponieważ...
– Boję się.
– Nowe
środowisko mogłoby dobrze wpłynąć na twoje samopoczucie. Czasem potrzeba nam w
życiu czegoś nowego, żeby wszystko, co stare i nieprzyjemne mogło zostać
wymazane z pamięci – stwierdził rzeczowym tonem Minho.
Tae pokręcił
głową. Brakowało mu słów, żeby opisać to, jak bardzo nie podobał mu się ten
pomysł.
– Obiecaj
mi, że o tym pomyślisz.
– Obiecuję,
że to przemyślę – powiedział głośno i wyraźnie, próbując do końca nie zawieść
doktora Choi. Chociaż tyle mógł dla niego zrobić – próbować i starać się, choć
tak rzadko mu to wychodziło. Był beznadziejny we wszystkim, co robił. Najgorsze
było to, że pomału zaczynał się do tego przyzwyczajać. Jakby już nic nigdy nie
miało ulec zmianie.
***
Witajcie, witajcie!
Woah, jak ja się cieszę, że tu jesteście, że zostawiacie swoje opinie. Jestem niesamowicie usatysfakcjonowana - wiem, że nie publikuję tego na marne. Wasze słowa tak nieziemsko motywują! Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę. Jeżeli nie, to opowiem Wam małą anegdotkę: utknęłam, pisząc tę część. Tak bardzo brakowało mi pomysłu, żeby parę rzeczy ze sobą zespolić, brakowało mi słów i weny, więc przeczytałam Wasze komentarze. W jakiś magiczny sposób się odblokowałam i w ten sposób powstała część czwarta i piąta. Mówię to tylko dla tego, żeby Wam pokazać, jaki ogromny na mnie macie wpływ. Aw.Wedle tradycji, chciałam gorąco powitać nowe czytelniczki - Alessę i Mery Li.
Pozdrawiam serdecznie, xx
Martis.
O wow! *o* Widzę, że opowiadanie nabiera tempa i TaeTae znacznie otwiera się ludzi oraz nowe, trudne syt! Jestem dumna z niego! Nie stchórzył gdy miał ku temu okazję, ba! Nawet stanął w obronie słabszego Kookiego choć nie musiał, chcąc mieć w końcu spokój z Jonginem.
OdpowiedzUsuńNawiązał nowe znajomości, bo nie dość, że z Ciastkiem nawiązał nic porozumienia, to jeszcze coraz odważniej myśli o Hobim oraz możliwości nagrywania znów muzyki!
V robi znaczne postępy i cieszę się z tego~
Również wywołuje u mnie uśmiech Twój post^^ To super, że komentarze napędzają Cię do pisania i w tam pozytywny sposób na Ciebie oddziaływują ;3
Dlatego wiedz, że czytam, bardzo podoba mi się ten ff i nie mogę doczekać się kolejnego rozdzialu~
Weny!
Kiri
O matko! Rany! Jak strasznie mi się nie chce pisać komentarzaa.... Agh. Wybacz, to nie jest spowodowane twoim opowiadaniem. To moje własne lenistwo. Mój mózg po prostu leży już w łóżku po kilku godzinach napieprzania na pełnych obrotach przy kuciu matmy i mam wrażenie, że wszystko co pisze jest niezrozumiałe i chaotyczne.
OdpowiedzUsuńAle spróbujemy... Aby było prościej ponumerują sobie jeśli pozwolisz.
1. Jongin to bydlak i skurwiel, ale już chyba o tym wspominałam. Takich jak on zjadłabym chętnie na śniadanie- metaforycznie oczywiście, abyś nie myślałam, że ze mnie jakiś kanibal czy cóś xD
2. Szczerze: sama chętnie bym wskoczyła do tekstu i przywaliła temu dwulicowemu tępakowi (och, ile wyszukanych epitetów, dumna jestem z siebie ;p). Byłam jednak szczerze zaskoczona zachowaniem Tae. Może powinna, ale naprawdę się nie spodziewałam, że zdecyduje zaryzykować swój spokój i bezpieczeństwo dla jakiegoś nieznanego kolesia. Zaimponował mi tym i coraz bardziej go lubię, choć jednocześnie coraz bardziej go nienawidzę. Dlaczego? Gdybym była w jego sytuacji nie zrobiłabym niczego, obeszłabym sprawę bokiem, aby mieć święty spokój. Podziwiam jego odwagę. Wiedział na co się porywa, a jednak postąpił tak jak powinien.
3. Jego psycholog/terapeuta czy czym tam on jest zwyczajnie mnie wnerwia z tymi wstawkami w stylu „agresja jest zła, bla, bla, bla…” Jestem agresywna i jakoś mi z tym dobrze, a psychologów zwyczajnie nie trawie (tutaj pomińmy, że w przyszłości chcę zostać psychologiem sądowym. Ciii!)
4. Mam nadzieję, że nowa znajomość z tym muzykiem (kiepska pamięć do imion^^) pozwoli Tae wyjść ze studni rozpaczy i ponownie otworzy się na ludzi. No i ten, któremu uratował dupe… Mam nadzieję, że się zakumplują, bo widzę dla nich świetlaną przyszłość. :)
5. W jednym psychologik miał rację: Czemu nie zmienić szkoły? Kurde. Ja chyba chodziłam do sześciu szkół, a mam dopiero szesnaście lat ;P Kumam, że zawsze jest strach, ale on nie może rzucać cienia na twoje życie i dobro własne. Strach nie powinien cię hamować. Gdyby ludzie kierowali się w życiu strachem pewnie nigdy nie wynaleziono by komórek, samochodów, a Einstein nie byłby… Einsteinem. Gdyby Edison kierował się strachem to pewnie wciąż odrabialibyśmy pracę domową przy świeczkach. (No to walnęłam wykład xD)
Naprawdę nie mogę doczekać się co dalej. :)
Potopu weny życzę!
PS: U mnie pojawiła się dość ważna informacja. Jeśli miałabyś czas to prosiłabym cię o zapoznanie się z nią. ;)
Pozdrawiam, Alessa :*
Świetne opowiadanie. Przeczytałam naprawdę szybko! Akcja fajnie się rozwija, a Jonginowi to tylko w pysk przywalić!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie! Już niedługo nowe opowiadanie :D
http://kpop-fanficki-pl.blogspot.com
Martis co się dzieje z moją ulubioną autorką, tęsknie! ;~;
OdpowiedzUsuńWybacz kochana, że piszę to tu a nie np bezpośrednio do ciebie, ale chciałam ponownie zostawić ślad na znak, że jestem tu. Jestem tu cały czas i z utęsknieniem czekam na nowe prace. Mam nadzieję, że zaskoczysz mnie i niedługo się pojawisz. Wesołych świąt duszyczko a co po tym idzie.. pijanego sylwestra~;;
Usuńkurczę tak przyjemnie wspominam zarówno twoje prace jak i twoją osobę. Wiedz, że cokolwiek by nie było zawsze jestem obecna w sferze blogowania i już rozgrzewam paluszki by móc znów oceniać i recenzować twoje dzieła. (chyba się powtarzam jejku;;) aissh.. spokojnych dni słońce. ♥
ps. chciałam poinformować, że nie dość, że skończyłam EiO to jeszcze jest do niego one shot i będzie alternatywna kontynuacja. Niedługo również nowe one shoty z Exodusu. Zapraszam w wolnej chwili~
Przybyłam~!
OdpowiedzUsuńWiem, że prawdopodobnie się mnie tu nie spodziewałaś, ale ja samą siebie zaskoczyłam tym nagłym wpadnięciem na Twojego bloga (oczywiście w dalszym ciągu czekam na Scream & Shout, ale nie planowałam póki co czytać pozostałych serii). Ostatnimi jednak czasy prześladuje mnie dziwna przypadłość, w postaci czytania i pisania Vhope'ów, która to przygnała mnie tu wraz z wiatrem, kiedy potrzebowałam jakoś urozmaicić sobie podróż na uczelnię.
I oto jestem, przybywam zaintrygowana tym opowiadaniem. Jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, żebym mogła stwierdzić, czy je pokocham, ale zdecydowanie ma ono ku temu potencjał.
"Terapia" spodobała mi się już na etapie przeglądania poświęconej temu ff zakładki (pomysł z wykorzystaniem cytatów też do mnie przemówił!). Bo oto znów stykam się z moim ukochanym tematem - muzyką. I to nie w ujęciu prostym i banalnym. Już teraz dobrze wiem, że muzyka w Twoim opowiadaniu nabierze niezwykłego znaczenia dla losów bohaterów, i jest to jeden z czynników, które każą mi czytać dalej.
Hm, przypuszczam, że ten komentarz nie będzie tak rozbudowany i pełen ciekawych uwag, jaki powinien być, ale to cud że w ogóle udało mi się zabrać za jego pisanie xDDD także wybacz, jeśli wyjdzie raczej mizernie ;;;
Coś, co z pewnością rzuca się w oczy w tym opowiadaniu, to szczególna uwaga poświęcona kreacji bohaterów, co z miejsca dodaje spisywanej przez Ciebie historii głębi i sprawia że ja, jako czytelnik, angażuję się w kolejne słowa. Angażuję się w życie Twoich postaci. Póki co najsilniejsze wrażenie zrobiła na mnie, z oczywistych względów, kreacja Taehyunga. Nie jestem zbytnio obeznana w kwestiach psychologicznych, więc nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć Twoim słowom, ale sposób, w jaki opisujesz jego przemyślenia, jego lęki, wszystkie te rządzące nim mechanizmy obronne jest na tyle hm, przemyślany i obrazowy, że skłania mnie ku twierdzeniu, iż faktycznie sporo wiesz na tematy, o których piszesz. Robisz też coś, co faktycznie z miejsca wciąga czytelnika w tę opowieść - zaczynasz gdzieś od środka, nie wyjaśniając od razu jak doszło do takiej, a nie innej sytuacji, nie rysując też zbyt klarownej wizji przyszłości, która wciąż jest niepewna, wciąż rozmazana. Wrzucasz nas, wraz z Taehyungiem, w sam środek walki o sens życia, o własne poczucie wartości, o zagubione gdzieś po drodze marzenia (a może tak naprawdę walka się jeszcze nie zaczęła? może stanie się to dopiero wraz z pojawieniem się Hoseoka?) i to sprawia, że po pierwsze, chcemy wiedzieć jak do tego wszystkiego doszło, co doprowadziło Taehyunga do tak skrajnej sytuacji życiowej, a po drugie - współczujemy mu, trzymamy za niego kciuki, razem z dr Choi wyglądamy jakichkolwiek oznak zmian w jego podejściu i zachowaniu. Naturalnie intryguje mnie, jakim człowiekiem okaże się być sam Hoseok i jak jego obecność wpłynie na Taehyunga. Jest jednak jeszcze za wcześnie, żebym mogła się na ten temat wypowiadać.
Drugą szalenie wyrazistą, przynajmniej dla mnie, postacią, jest Choi Minho. Oczywiście mam swego rodzaju słabość do samej jego obecności w tym opowiadaniu (być może zauważyłaś, że u mnie na blogu występuje w ok. 70% tekstów xDDD), ale sposób, w jaki go tutaj przedstawiłaś, dodatkowo spotęgował sympatię do tego bohatera. I znów - nie wiem zbyt wiele o metodach leczenia psychologów. Nie zmienia to jednak faktu, że podoba mi się sposób, w jaki Choi stara się pomóc Taehyungowi. Nie wiem jak dużą rolę odegra w całości opowieści, zwłaszcza kiedy Tae już pozna Hoseoka itd... ale wiedz, że jestem jak najbardziej ciekawa dalszych działań tej postaci.
UsuńHm... co do pozostałych bohaterów, to chyba jeszcze nie mam zbyt wiele do powiedzenia (aczkolwiek zachowanie Jongina sprawia, że więdnie mi klawiatura, z kolei Jungkooka zdążyłam z miejsca polubić). Mam nadzieję, że w przyszłości dowiem się o nich więcej!
Tak jak się spodziewałam, ten komentarz jest raczej mizerny, ale cały dzień na wykładach robi swoje, a wzmożone parowanie mózgu średnio współgra z próbami analizy tekstu ;-; Powiem znów - jestem zaintrygowana, zaciekawiona, zaangażowana w tę opowieść. Wiedz, że czekam na dalszy ciąg ^^
Dobrze wiem, że nie masz czasu, borykam się z tym samym problemem, więc rozumiem ów ból. Dlatego chcę jedynie posłać Ci ten mały sygnał, że kolejna zbłąkana dusza postanowiła zająć swoje miejsce w sekcji komentarzy, i cierpliwie czekać na kolejne rozdziały.
Dużo czasu, sił i weny, fighting~! <3
Shizu
Coś mnie dzisiaj tchnęło, żeby tutaj znów zajrzeć. Teraz widzę co! Wyczułam, że przybyłaś :D Jestem tak ogromnie zaskoczona Twoim powrotem na feniksa i faktem, że przeczytałaś terapię, że chwilowo brakuje mi słów! Jak zwykle rozbroiłaś mnie tak niesamowicie trafnymi wnioskami. Swoimi komentarzami przypomniałaś mi, za co kocham pisać.
UsuńZa to, że w końcu kiedyś trafi się ta wspaniała osoba, która wyczyta z tej marnej literackiej próby wszystko, co chciałam przekazać. Mam wrażenie, że jak to czytałaś, jakimś cudem miałaś wgląd w moje myśli. Dziękuję, że jesteś, że przeczytałaś i zostawiłaś po sobie tak wartościowy ślad.
Ocieram łezki i z wrażenia aż napiszę kolejną stronę piątego partu.
Mam tylko nadzieję, że po tak długiej przerwie nie oderwałam się zbytnio od tego świata i od moich bohaterów. Błagam, trzymaj kciuki, żebym nie zawiodła ani Ciebie, ani reszty czytelników haha
Pozdrawiam cieplutko~ <3