- Taemin i Minho się… przyjaźnią, prawda? – zapytałem z
czystej ciekawości.
- Tak – odpowiedział krótko Jonghyun, rozkładając
prześcieradło na swoim nowym łóżku.
Czy Jjongowi naprawdę nie przeszkadzała zmiana pokoju i
współlokatora, czy może tylko udawał, żeby nie robić problemu i mnie nie
zasmucać? Jakby nie patrzeć, nie kazałem mu się przenosić. O nic również nie
prosiłem, więc nie powinienem mieć wyrzutów sumienia. Sam zaproponował mi
przenosiny. Zgodziłem się, bo nie chciałem mieszkać z jakimś obcym wybrykiem
natury, który w nocy może zmienić się w jakąś bestię albo, dajmy na to,
zamrozić nam pokój. To chyba naturalne, że nie ufałem jeszcze w pełni nikomu z
Instytutu?
Kim Jonghyun był wyjątkiem, bo znałem go od dziecka. Był
jedyną osobą z mojego otoczenia, która poznała wszystkie moje sekrety, która
posiadała klucze do mojego (byłego już) mieszkania. Tylko od niego pożyczałem
pieniądze (jak już wspominałem, częściowo z przymusu) i tylko jemu ze
wszystkich moich przyjaciół pozwalałem się przytulać. Kim Jonghyun zawsze był dla mnie wyjątkiem od wszelakich
reguł.
- Minho jest dla niego trochę jak starszy brat – dodał po
dłuższej chwili namysłu. - Taemin jest w niego wpatrzony jak w obrazek. Już do
tego przywykliśmy, że Choi robi za jego autorytet, chociaż samego Minho z
początku bardzo to irytowało. Tae wiecznie pałętał się obok niego, zadawał
mnóstwo pytań, nie spuszczał z niego wzroku. Po jakimś czasie Minho w końcu
przekonał się, że dzieciak był po prostu samotny. Wtedy wreszcie go do siebie
dopuścił. – Widać było po nim, że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zawahał
się, jakby nie był pewny, czy może. Nie chciałem naciskać, więc bez słowa
czekałem, aż sam zdecyduje. – Nie wiem, czy chcesz to wszystko wiedzieć. Nie
będę cię niepotrzebnie zanudzać – powiedział, trzepiąc kolorowe poduszki.
- Chyba muszę wykreślić słowo „nuda” ze słownika po
dzisiejszym dniu. Serio, wątpię, by historia Taemina mnie zanudziła – stwierdziłem,
rozglądając się po pomieszczeniu, które oficjalnie miało być już „moim
pokojem”. Wróć, „naszym” - moim i Jjonga.
Ciężko było mi uwierzyć, że miałem swój kąt w takim
miejscu. Doprawdy wydawało mi się, że przebywają tu tylko najbogatsi ludzie z
Seulu.
Pozory jednak mylą.
- Taemin trafił do Instytutu, kiedy miał czternaście lat.
Nie miał rodziny, mieszkał w domu dziecka przez długi czas. Podobno kojarzy
swojego ojca, ale matki nigdy nie widział – wyjaśniał Jjong, rozkładając pomału
swoje rzeczy na szafkach. Na chwilę przerwał swoją opowieść, podziwiając
ustawione alfabetycznie książki. Zajął się wieszaniem ubrań w szafie i
kontynuował: - Krążą pogłoski, że nie miał przyjaciół. Bał się z nimi przebywać
ze względu na… no wiesz, wodę i w ogóle. Zresztą, wyśmiewali się z niego, bo
wyglądał jak dziewczyna.
- Nadal wygląda – stwierdziłem, nim zdążyłem ugryźć się w
język.
Przez chwilę myślałem, że dostanie mi się za te słowa.
Jjong przestał wieszać ubrania, by spojrzeć na mnie przez ramię. Już miałem
przeprosić, kiedy dostrzegłem uśmiech na jego twarzy.
- Nie ma zamiaru ścinać włosów, już pytałem. – Zaśmiał się,
wracając do robienia porządków. – Tak czy inaczej, przez to wszystko Tae stał
się bardzo zamknięty w sobie. Słyszałem, że przez kilka pierwszych miesięcy z
nikim z Instytutu nie rozmawiał. Wychodził do szkoły, wracał tutaj, zaszywał
się w sali treningowej, a później chował się w pokoju. Minho pojawił się tu rok
po Taeminie. Nie wiem, dlaczego upatrzył sobie akurat jego, ale Choi Minho jest
do tej pory oficjalnie nazywany „pierwszą osobą, z którą Taemin naprawdę
rozmawiał”.
- No, to ciekawe dlaczego akurat on… - powiedziałem
bardziej do siebie, niż do niego, jednak widocznie moje słowa przykuły jego
uwagę, bo wyprostował się nagle i spojrzał w moją stronę.
- W sumie… nigdy nie pytałem o to Tae. Rozmawiam głównie z
Minho. – Westchnął, wracając do przerwanej czynności. – Taemin nie jest już
taki… dziwny. Przyjaźń z Minho trochę go zmieniła, ale mimo wszystko, wciąż nie
jest wylewny. Dlatego ciężko się do niego zbliżyć.
- Ciężko, jeżeli nie jest się Minho? – zapytałem. Jonghyun
zaśmiał się słabo w odpowiedzi.
Wcześniej nie zauważyłem, jak bardzo zmęczony jest mój
przyjaciel. Dopiero teraz dotarło do mnie, że przez całą poprzednią noc nie
zmrużył przeze mnie oka. Jechał kilka godzin z Seulu (znając jego, to
denerwował się nawet bardziej, niż ja), a później zająłem cały jego czas
panikując - naprawdę długo mnie uspokajał. Chciałem mu jakoś podziękować, ale
nie miałem żadnego pomysłu. Był dla mnie oparciem przez cały ten czas, kiedy ja
odchodziłem od zmysłów.
Jjong i jego dobre serce…
- Nie musisz się jutro zrywać z samego rana. Profesor zna
twoją sytuację, dlatego kazał cię nie budzić. Ale masz być gotowy na ten
popołudniowy - wyjaśnił, przebierając się w dresy i przydużą koszulkę. Przez
kilka sekund miałem okazję podziwiać jego wyrzeźbione ciało.
- Co ze szkołą? – zapytałem, będąc już gdzieś na krawędzi
snu i jawy. Nawet się nie przebrałem. Leżałem na swoim niesamowicie wygodnym
łóżku (z bardzo brzydką pościelą w żółte kwiatki) w jeansach i znoszonej
bluzie. Marzyłem o prysznicu, ale nie miałem siły kiwnąć palcem, a co dopiero
wstać.
Nie dowiedziałem się, co będzie ze szkołą, bo kilka chwil
później już odpływałem do krainy Morfeusza. Zapamiętałem tylko moją ostatnią myśl
przed zaśnięciem: czy każą mi
ćwiczyć jogę, żebym lepiej zapanował nad sobą?
Kiedy następnego dnia stanąłem w progu sali treningowej,
opadła mi szczęka. Jeszcze nigdy nie widziałem tak ogromnego pomieszczenia.
Było wielkości co najmniej dwóch sal gimnastycznych, utrzymane w ciemnych
kolorach – wyglądało trochę jak zrobione ze stali. Cóż, może naprawdę było. W
końcu szkolili tu mutantów o przeróżnych zdolnościach – zwykła sala mogłaby nie
wytrzymać więcej niż jednego szkolenia.
- …z kolei proponuję trzymać się z daleka od Bang Yongguka.
Nie jest agresywny, zazwyczaj siedzi gdzieś z boku ze swoim przydupasem, Kwon
Jiyongiem, ale obydwoje mają dość nieprzyjemne umiejętności, więc na wszelki
wypadek… lepiej uważać – mówił Jjong. Próbowałem się skupić na jego słowach,
ale w ciągu zaledwie pięciu minut drogi z pokoju do sali treningowej zdołał dać
mi tak wiele rad, że połowy już nie pamiętałem. – A, no i lepiej nie daj się
dotykać Jungkookowi. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. – Zaśmiał się sam z siebie, kręcąc
przy tym głową.
- Wszystko fajnie, ale nawet nie wiem, jak oni wyglądają –
burknąłem pod nosem, wlokąc się za przyjacielem.
Weszliśmy na salę. Od razu rozejrzałem się dookoła. Na
razie nic wielkiego się nie działo – nieznani mi ludzie przygotowywali się do
treningu, poprawiali specjalne stroje (taki sam dostałem od Jonghyuna),
rozciągali mięśnie, rozgrzewali się, wybierali broń lub po prostu ze sobą
dyskutowali.
Z rana cieszyłem się na pierwszy trening. Byłem ciekaw, czy
naprawdę będą w stanie pomóc mi opanować nowe zdolności. W dodatku intrygowało
mnie, czy zobaczę na własne oczy działanie jeszcze jakichś niesamowitych mocy.
Teraz, po wysłuchaniu wykładu Jonghyuna, na miejsce ciekawości wdarła się
niepewność i strach. Rzeczywiście, nie przemyślałem tego wcześniej. Będę
zamknięty w jednym pomieszczeniu z kilkunastoma dzieciakami o przedziwnych
zdolnościach, nad którymi większość jeszcze nie panuje.
Jeżeli przeżyję, napiję się wieczorem z Jjongiem, żeby to
uczcić, obiecałem sobie w myślach.
- Uwierz mi, szybko zrozumiesz od kogo lepiej trzymać się z
daleka. Wystarczy, że trochę z nimi pobędziesz – skwitował.
- Czekaj, to co oni wszyscy robią, że są tacy
niebezpieczni? – podpytałem, siląc się na spokój. Głos mi drżał. Ogólnie, to
cały trząsłem się jak galareta.
Pięknie, pomyślą, że jestem frajerem.
- Yongguk… może sprawić, że coś cię zaboli, choć nawet nie
dotknie cię palcem. Jiyong, hm, powiedzmy, że opanował sztukę perswazji do
perfekcji. Może cię namówić do zrobienia największej głupoty wszech
czasów. Uwierz, nie będziesz w stanie odmówić – wyjaśniał po kolei. – Z
kolei Jungkookowi wystarcza jeden krótki dotyk, żeby poznać cię na wylot. W
pewnym sensie kradnie ludziom wspomnienia.
Wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś tak prostym i
oczywistym jak oddychanie.
Powiedzieć, że się wystraszyłem, to za mało. Miałem ochotę
stamtąd uciec, spakować swoje rzeczy i wyjechać za granicę, zostawiając
wszystkich niebezpiecznych dziwolągów za sobą. Choć z grubsza przyjąłem do
wiadomości, że ludzie z mutującym genem naprawdę istnieją, wszystko i tak
wydawało się kosmicznie nienaturalne. Gdyby nie fakt, że sam byłem takim
wynaturzeńcem, już odpoczywałbym w swoim nowym mieszkaniu gdzieś na drugim
końcu świata.
Jak na prawdziwego faceta przystało, zacisnąłem mocno
dłonie w pięści i hamując chęć ucieczki, grzecznie stałem u boku Jonghyuna.
Poczułem się trochę lepiej, kiedy dostrzegłem wśród
zebranych na sali ludziach znajome twarze. Daehyun wraz z depczącą mu po
piętach Yuri kierowali się właśnie w naszą stronę – on z niesamowicie poważną
miną, jakby chciał pokazać nowicjuszom, kto tu rządzi, a ona jak zwykle
uśmiechnięta, machała do nas energicznie ręką.
- Kibum oppa! – pisnęła, podskakując w miejscu, kiedy do
nas dołączyli.
Uśmiechnąłem się, w odpowiedzi rzucając jej imieniem, choć
w nie tak wesoły sposób. Cóż, lubiłem tę dwójkę, naprawdę. Ale na razie nie
mogłem się przyzwyczaić do ich dziwnych umiejętności, a fakt, że Yuri
bezproblemowo mogła grzebać mi w mózgu sprawiał, że jakoś ochota na rozmowę z
nią gdzieś odpływała.
- Nie w mózgu, a w myślach – burknęła pod nosem,
spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie. – To różnica – dodała, jakby to
naprawdę miało poprawić nasze kontakty.
Przestań, pomyślałem
kilka krotnie. Trochę posmutniała, ale nic nie powiedziała.
- Mówiłeś Kibumowi, jak wygląda trening? – zwrócił się do
Jjonga Daehyun, choć jego spojrzenie wciąż spoczywało na mnie.
Daehyun wczoraj zrobił bardzo pozytywne wrażenie. Był
wesoły, gadatliwy i roztaczał wokół siebie aurę pozytywnej energii. Dzisiaj nie
wyglądał na zadowolonego – jego chłodny wzrok przeszywał mnie na wskroś, a na
ustach nie było nawet cienia uśmiechu.
- Nie miałem okazji. Zająłem się cennymi uwagami odnośnie
naszych kolegów – odpowiedział, dumnie wypinając pierś do przodu. Kiedy tak
robił, miałem ochotę bić mu brawo.
- Mogę? – zapytał Daehyun, a Jjong w odpowiedzi tylko
kiwnął głową. Dae odchrząknął, po czym zaczął swój krótki wykład. – Profesor ma
swój system szkoleń, który co jakiś czas udoskonala. Obecnie wygląda to
następująco: każdego dnia przypisany jesteś do innej grupy uczestników, z
którymi wykonujesz konkretne ćwiczenia. Zmiana otoczenia sprawia, że jesteś
wystawiony na ciekawsze umiejętności, z którymi w inny sposób mógłbyś nie mieć
do czynienia. Dzięki temu więcej się uczysz – wyjaśnił rzeczowym tonem.
Pokiwałem głową. Wszystko wydawało się jasne i logiczne.
Pytań nie miałem, dlatego tylko delikatnie się uśmiechnąłem. Daehyun na ten
gest jakby spuścił z tonu i również uraczył mnie nonszalanckim pół-uśmiechem.
Zanotowałem sobie w głowie, by zapytać później Jjonga o te dziwne zmiany
nastrojów naszego kolegi. Czy miało to jakiś związek z jego mocą? Czy umiejętności mogą
mieć jakiś skutek uboczny? A może Daehyun zajmował jakieś zaszczytne miejsce w
hierarchii tutejszych dziwolągów i na sali treningowej zwyczajnie zachowywał
się adekwatnie do swojej roli?
- To ostatnie – szepnęła Yuri, szczerząc się od ucha do
ucha.
Miałem ochotę ją uderzyć za to, że jeszcze śmie się obnosić
ze swoją umiejętnością, którą od dzisiaj miałem zamiar nazywać nadmierną
wścibskością. Ciekawe który gen odpowiada za takie głupie moce.
- Ej, to nie było miłe. Moja moc nie jest głupia –
poskarżyła się, zakładając ręce na piersi.
- Powiedzmy – skwitowałem, odwracając od niej wzrok.
Naprawdę nie miałem ochoty na użeranie się z nią i jej nadmierną wścibskością.
Chciałem spokojnie pomyśleć, bez czyjegoś nadzoru.
Yuri zdecydowanie to usłyszała, bo sekundę później
odwróciła się na pięcie i podeszła do jednej z grupek stojących przy składzie
broni.
- Mam pytanie – odezwałem się do chłopaków – ale nie jest
związane z ćwiczeniami – stwierdziłem. Daehyun zrobił ręką jakiś dziwny gest,
który chyba miał znaczyć kontynuuj.
Przynajmniej tak to odebrałem. – Pewnie znacie większość ludzi z Instytutu. Kto
waszym zdaniem ma tutaj najciekawszą zdolność?
Jjong rozejrzał się po sali, głęboko się nad tym
zastanawiając. Daehyun zmarszczył brwi, jakby również szukał w głowie odpowiedzi.
Kilka chwil później spojrzeli po sobie, uśmiechając się.
- O kim pomyślałeś? – zapytał Dae.
- O Chanyeolu, a ty? – odpowiedział Jjong.
- Kyungsoo.
Naprawdę próbowałem to powstrzymać, ale nie dałem rady i
zwyczajnie przewróciłem oczami. No tak, oni wszystkich znają, wiedzą kto czym
włada, więc mogą teraz podśmiewać się pod nosem i kiwać sobie głowami. Ja nie
miałem bladego pojęcia, kim były osoby wyżej wymienione, dlatego tylko głośno
westchnąłem. Skupiłem na sobie całą uwagę Daehyuna, który wreszcie wrócił na
ziemię ze świata swoich myśli.
- Tak na poważnie, to ciężko wybrać jedną osobę. Zważywszy
na to, że mamy tutaj nawet człowieka, który potrafi porozumieć się z samym
szatanem… Wyobraź sobie jak ciekawie tu jest na co dzień. – Dae zaśmiał się pod
nosem.
Wytrzeszczyłem oczy, automatycznie rozglądając się po
pomieszczeniu. W sumie nie wiem, czego się spodziewałem. Że człowiek, który
łączy się z szatanem, będzie miał taką plakietkę na czole?
- Kyungsoo, nazywany przez nas dzieckiem szatana, stoi tam
pod ścianą – wyjaśnił Jjong, kiwając głową w stronę chłopaka o ciemno
czerwonych włosach, dziwnie zaczesanych do przodu. Z daleka nie widziałem
dokładnie jego twarzy, ale od razu mogłem stwierdzić, że nie wygląda na kogoś,
kto ucina sobie przy herbatce pogawędki z ciemną stroną mocy. Był dość niski
(przynajmniej w porównaniu z czarnowłosym chłopakiem, który stał obok niego i
nonszalancko opierał się o ścianę) i szczerze, to trochę wyglądał na
zagubionego, jakby na trening przyszedł po raz pierwszy.
- Chanyeol z kolei jest taką naszą papugą. Wzoruje się na
mocach innych ludzi. Niesamowite, bo w pewnym sensie nie ma żadnych ograniczeń,
jeżeli chodzi o nadzwyczajne umiejętności – kontynuował Daehyun.
Próbowałem sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie, żeby
już drugiego dnia nie doznać nieprzyjemnego uczucia chaosu i zagubienia się we
własnych myślach. Jednak przyswoiłem do tej pory tak dużą część informacji, że
prawie czułem, jak gotuje mi się mózg.
Dae zerknął na zegarek i klasnął w dłonie, czym trochę mnie
wystraszył. Podskoczyłem w miejscu, po czym zalałem się czerwienią ze wstydu.
Miałem nadzieję, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi, jednak po chwili usłyszałem
cichy chichot Yuri i jej (chyba) przyjaciółki. Z minuty na minutę lubiłem ją
coraz mniej.
- Dobra ludzie! Zaczynamy trening! – Daehyun podniósł głos,
próbując przekrzyczeć gawędzących ze sobą ludzi. Minęło kilka sekund, nim
wszyscy naprawdę się uciszyli. Tylko kilku chłopaków stojących na samym końcu
wciąż szemrało między sobą, kompletnie olewając produkującego się Dae. Ten nie
zwrócił na nich najmniejszej uwagi i kontynuował. – Rozpiska grup wisiała od
jakiegoś czasu, więc chyba każdy wie z kim dzisiaj trenuje. Jeżeli nie, to
proponuję udać się do holu głównego i to sprawdzić – rzucił sucho. – Stańcie,
proszę, tak jak was wcześniej pogrupowano i zaczynamy ćwiczenia – dodał, po
czym zwrócił się centralnie do mnie. – Jeszcze nie byłeś nigdzie przydzielony,
więc będziesz dzisiaj trenował z nami – powiedział cicho, tak, że ledwie go
usłyszałem.
Jonghyun pokiwał ochoczo głową. Jeszcze chwila a zacznie
skakać z radości w miejscu jak wcześniej Yuri. Średnio podzielałem jego
entuzjazm. Ogólnie, to wciąż miałem w głowie plan ucieczki, jednak zamiast go doskonalić,
skupiłem się na uspokajaniu własnego ciała, które teraz nienaturalnie zaczęło
drżeć.
Kiedy wszyscy zebrani odnaleźli swoje grupy, Daehyun
pokrótce przedstawił listę ćwiczeń do wykonania. Według Jjonga ćwiczenia na co
dzień za bardzo się od siebie nie różnią. Większość już wie, co ma robić, a
początkowa mowa Dae jest przeznaczona głównie nowym adeptom.
Z tego co zrozumiałem, trening jest podzielony na cztery
części. Przygotowanie – czyli różnego rodzaju ćwiczenia na skupienie i
wyzwolenie mocy (brzmi idiotycznie, wiem), szkolenie z opanowania i utrzymania
konkretnego poziomu swoich umiejętności, ćwiczenia na defensywę oraz ostatnie –
atak, który przez wszystkich nazywany był po prostu sparringiem – ludzie
walczyli między sobą, próbując nowych trików, których nauczyli się w trakcie
szkolenia oraz w międzyczasie starając się nawzajem nie pozabijać. Do tego
ostatniego zdecydowanie potrzeba było dużo koncentracji i opanowania, inaczej
wyglądało się jak podobno znany już wszystkim nowicjusz o ksywce Xiumin, który
ciskał na prawo i lewo piorunami, wywołując przy tym niezłą śnieżną zamieć.
Stanąłem u boku Jonghyuna, który poklepał mnie
przyjacielsko po ramieniu. Próbował mi dodać odwagi, ale średnio mu to
wychodziło. Nogi miałem jak z waty, a ręce trzęsły się niczym przed ostatecznym
sprawdzianem, od którego zależała moja przyszłość. Wiedziałem, że przesadzam,
ale nie mogłem nic na to poradzić. Moje ciało po prostu w ten sposób radziło
sobie ze stresem. Miałem tylko nadzieję, że z czasem do tego wszystkiego
przywyknę i treningi (oraz ogólnie całe moje życie) staną się łatwiejsze.
Daehyun został z nami. Po chwili podszedł do nas Minho,
ciągnąc za sobą Taemina, który chichotał cały czas pod nosem. Zacząłem się
zastanawiać, czy Tae przypadkiem nie jest na jakichś prochach – cały czas był
zadowolony, non top się śmiał, miał pełno energii, której chyba nie potrafił w
żaden sposób porządnie ulokować.
- Nie chcieliśmy cię rzucać na głęboką wodę, więc dzisiaj
poćwiczysz z nami – wyjaśnił Jjong, wciąż klepiąc mnie po ramieniu niczym
rodzic.
- Wiesz już jak działają twoje umiejętności? – zapytał
Minho.
- Ani trochę – przyznałem zgodnie z prawdą.
- Czyli zaczynamy od zera. – Zaśmiał się Taemin, klaszcząc
w dłonie. – To takie ekscytujące!
Zmarszczyłem brwi.
- Raczej przerażające – syknąłem na tyle cicho, by żaden z
nich mnie nie usłyszał (o ile żaden z nich nie czytał z ruchu warg, ani nie
miał takiej umiejętności jak Yuri).
Pierwsze piętnaście minut treningu było istną katorgą.
Znajomi zamiast skupiać się na sobie, starali się mi pomóc w ogóle jakoś
zacząć. Problem pojawił się już przy części „przygotowania”, kiedy to miałem
zamknąć oczy, głęboko oddychać i zastanowić się nad swoimi umiejętnościami.
Podobno w ten sposób najłatwiej jest odnaleźć „siebie” i zrozumieć na czym
polegają zdolności, które posiadasz.
- O ile zaraz nie dostanę objawienia, to się, cholera,
dzisiaj nie dowiem – skwitowałem, otwierając oczy.
Szukałem w sobie wewnętrznego ognia, krzycząc w duchu różne
formułki typu „ogniu – przybądź”, modląc się, by to coś dało. Oprócz tego, że
na chwilę zrobiło mi się gorąco (raczej z zażenowania, niż dzięki
umiejętnościom), nic ciekawego się nie wydarzyło.
Jjong westchnął, pocierając czoło dłonią.
- Nie martw się, Kibum. Niektórzy potrzebują więcej czasu
na przygotowanie – powiedział.
Wcale nie poczułem się lepiej. Wręcz przeciwnie. Teraz
czułem się jak dzieciak, który nie potrafi wykonać najprostszego zadania na
zajęciach.
- Spróbuj jeszcze raz – szepnął Taemin, lustrując mnie
wzrokiem.
Pierwszy raz od czasu spotkania na korytarzu, kiedy to miał
zranioną rękę, widziałem, żeby się przejmował. Skoro nawet Tae zrobił się
nazbyt spokojny, ze mną naprawdę musiało być coś nie tak.
- Ile ci to zajęło, Taemin? – zwróciłem się do niego.
Wzruszył ramionami.
- Kilka minut. Ale nie przejmuj się! Przecież nie możemy
być wszyscy tacy sami – odpowiedział zmieszany.
Minho uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.
Halo! To ja tutaj cierpię, a nie Taemin!
- Dobra, Kibum. Weź głęboki oddech i spróbuj jeszcze raz.
Tylko tym razem naprawdę się skoncentruj, a nie myślisz o pierdołach – rozkazał
Daehyun, mrużąc gniewnie oczy. – Jeżeli nie uwierzysz, że nie jesteś tutaj
przez przypadek, to ci się nie uda.
- Czekaj – zatrzymał mnie ruchem ręki Jjong. – Najpierw wy
trochę pobawcie się waszymi umiejętnościami. Pokażcie mu, na czym to wszystko
polega. Może się odblokuje – zaproponował, po czym zerknął na mnie.
- Zaczynaj, Tae – mruknął Minho.
- Koncentracja czy od razu sparring?
- Bez gry wstępnej, chłopcy. – Zaśmiał się Daehyun,
odsuwając się na bok. Podążyłem jego śladem.
Kilka sekund później podziwiałem najciekawszy pokaz,
jakiego w życiu byłem świadkiem. Choć prowadzili ze sobą swego rodzaju walkę
wody i powietrza, wyglądali, jakby tańczyli. Na pierwszy rzut oka dało się
wyczuć, że mają za sobą lata praktyki. To prawie tak, jakby mieli już swoją
choreografię, w której różne powtarzane po milionowy raz sekwencje, mieszały
się. Za każdym razem, kiedy Taemin wysuwał wodny atak, Minho bawił się
powietrzem, broniąc się, bądź od razu odbijał pałeczkę, co było nieco bardziej
problemowe dla Tae.
Bawili się żywiołami przez kilka następnych minut. W pewnej
chwili Daehyun klasnął w dłonie i zamachał rękami, by zwrócić na siebie ich
uwagę. Zmęczeni, zasapani, ale bardzo radośni skończyli igrać z żywiołami,
uśmiechając się do siebie. Minho zgiął się w pół i podparł się rękami o uda,
normując oddech. Taemin jak zwykle zaczął się śmiać, więc Choi dmuchnął mu
powietrzem prosto w twarz, co jeszcze bardziej go rozweseliło.
Przewróciłem oczami. To było tak słodkie, że aż zebrało mi
się na wymioty.
- Kibum – zwrócił się do mnie zachęcająco Jjong. – Jak
widzisz, używanie mocy nie jest takie trudne. Trzeba się przełamać i naprawdę
porządnie skoncentrować.
- Mogę spróbować po swojemu? – zapytałem dość niepewnie.
Pokiwali głowami, zainteresowani moim planem. Teraz
poczułem się jeszcze gorzej, bo jeżeli znowu nie wypali, to po raz setny tego
dnia wyjdę na idiotę przed ludźmi, których ledwo znam (w których oczach
chciałem zachować pozory i być cool).
Wyciągnąłem przed siebie otwartą dłoń i na chwilę
zawiesiłem na niej spojrzenie. Wyobraziłem sobie ogień – pomyślałem o byle
jakim płomieniu: z kominka, z ogniska, z czegokolwiek. Mój umysł nie wiadomo
dlaczego podsunął mi zwykłą zapałkę, którą siłą umysłu zwyczajnie próbowałem
zapalić. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie taką sytuację: stoję na środku
chodnika, jest cholernie zimno, mam w ręce zapałkę, która w jakiś chory sposób
ma mi pomóc się ogrzać, ale nie wiem, jak ją zapalić. Skupiam się więc na
„wewnętrznym ogniu”, który podobno w sobie noszę i… zapałka się rozpala. Ot tak.
Krzyk radości Jjonga i reszty moich nowych znajomych
sprowadził mnie na ziemię. Zignorowałem ich, próbując skupić się na tym dziwnym
cieple, które pojawiło się w moim ciele, zwłaszcza w okolicy dłoni. Wiwat
przyjaciela był tak głośny, że spodziewałem się niesamowicie ogromnego
płomienia, który pożera moją rękę. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po
otwarciu oczu dostrzegłem malutki, chyba najmniejszy na świcie płomyczek.
Nie jestem zachłanny, dlatego cieszyłem się, że w ogóle mi
się udało. Mimo to płomyk wielkości kilku milimetrów wcale nie był
satysfakcjonujący. Czułem, że się zbłaźniłem, choć ogólna radość i oklaski
moich znajomych podniosły mnie nieco na duchu.
Przede mną długa droga - pomyślałem, wpatrując się w ogień, który pojawił się
znikąd. Delikatnie łaskotał moją skórę, emitując przyjemne ciepło. Moja
umiejętność bardzo powoli zaczynała mi się podobać.
Hej, hej! ♡
Skończyłam dzisiaj trójkę do Feniksa i nie mogłam się powstrzymać. Bardzo zależało mi na tym, żeby po tej rocznej przerwie wrócić jak najszybciej do jego publikowania. Odświeżyłam więc zakładkę z bohaterami (teraz również w spisie treści jako "cast") i napisałam to coś powyżej. Czy jestem zadowolona? Cóż, może być. Pomału wracam do tematu, wdrążam się w świat nadprzyrodzonych umiejętności, piszę, piszę i piszę. Będzie lepiej.
Pozdrawiam serdecznie, xx
Martis
Z SHINee najbardziej lubię 2mina, ponieważ tak jakoś wyszło i chyba nie muszę tutaj pisać całej historii, dlaczego oni, ale cieszę się, że ich relacje w tym ff są takie przesłodzone. Na początku śmiać mi się chciało, jak wyobraziłam sobie zirytowanego Minho oraz radosnego Taemina w roli misia koali, jednak później stwierdziłam, że bardziej psuje do tej sytuacji określenie słodkie. Zachwyciłam się nimi, ale może już skończę o nich, bo jeszcze wyjdzie mi tutaj sonet miłosny. Uwielbiam Yuri! Wiem, że jej moc jest cholernie wkurzająca, gdyż nie masz przed nią żadnych tajemnic, ale uwielbiam, gdy ona jej używa. To takie zabawne. Chyba tylko w moim mniemaniu, ponieważ Kibum ma już jej dość. W sumie, gdybym miała ją na co dzień moje uczucia byłyby podobne do tych, co ma Key. Podobają mi się moce trójki zła. Niebezpieczne dla tych, którzy ich wkurzą. Dobrze, że w pewien sposób profesor ich ogranicza, ponieważ mogliby zrobić bardzo dużo złego. I ciężko byłby z nimi walczyć. Ale mam nadzieję, że się nie zbuntują. Powaliła mnie moc Kyungsoo! Użyłaś jego ksywki Satansoo, za co Cię wręcz uwielbiam. To takie niecodzienne! Choć moc Chanyeola również robi mocne wrażenie. Papuga z niego. Kurcze! Spojrzałam w zakładkę bohaterów i tam jest masa cudownych umiejętności. Ale to nie jest teraz ważne. Przechodzę do końcówki, ponieważ jestem bardzo dumna z Kibuma. No i co z tego, że to był wyłącznie malutki płomyczek? Ważne, że w końcu pokazał no co go stać! Od iskierki się wszystko zaczyna! Jeszcze będzie wzniecał małe i duże pożary, ale poczekajmy na to z cierpliwością. Wierzę w niego i jego moc!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Sonetem miłosnym do 2mina bym nie pogardziła XD Tak na poważnie, to cieszę się, że ich relacje przypadły Ci do gustu. Próbuję balansować gdzieś na tej granicy komediowej słodkości i fluffowatości, żeby nie przesadzić. Jak przesadzę, to krzycz. Przyznam, że też nie chciałabym mieć takiej Yuri na co dzień. Dziewczyna zjadłaby wszystkie moje sekrety na śniadanie. Prawdziwi złoczyńcy dopiero się pojawią, Bang i spółka to tylko dobry złego początek (przynajmniej tak jest w zamyśle, co wyjdzie, to nie wiem). Cóż, po prostu nie mogłam się powstrzymać! Nie potrafiłabym sobie wyobrazić nikogo innego w roli dziecka szatana, jak właśnie Soo. ♥
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie, x
Soo dziecko szatan uwielbiam cię za to XD
OdpowiedzUsuńw ogóle bardzo mi się podoba szablon ;;;
ogółem to wiem, że ten kome nie będzie jakiś mega długi bo wkurzyłam się jak nie chciał mi się teraz dodać i teraz piszę od początku ew
lubię Dae tu, nawet bardzo a Jjong to taki seksi dzieciak mm
momenty 2min są słodziutkie 'dmuchnął mu powietrzem prosto w twarz' aww
mówisz o jakichś zboczeńcach..bangach? kkk może być zabawnie xd
choć czekam z niecierpliwością na scream&shout to równie feniks mi się spodobał. No i.. this is us widzę nowy rozdział więc niedługo na niego mykam c:
Kibum biedny.. taki przerażony tym wszystkim.. mały płomyczek, uroczo <3
dużo weny ci życzę i zdrówka,no bo zimno się robi ;;;
Yumi
Yumi, jesteś ♥ Już się bałam, że może Ci się u mnie znudziło ;;
UsuńO nieee, blogger zjadł komentarz? Najgorszy moment ever, jak człowiek się rozpisze, wyjedzie z dobrocią serca na całą stronę w wordzie a tu bum... i wszystko poszło się ekhem (historia z własnego doświadczenia, bolesne chwile, tak bardzo życie ;;) Cieszę się, że feniks się podoba (moje ukochane dziecko, od którego wszystko się zaczęło). I powtórzę, co już mówiłam: nikt inny nie mógłby zastąpić Soo w tej roli. Po prostu sobie tego nie wyobrażam keke ♥ Och, ten 2min. Czy nie jest zbyt słodko? Czasem mam wrażenie, że przekraczam granicę dobrego smaku, ale jakoś tak samo wychodzi xd
Dziękuję za komentarz, pozdrawiam i również życzę dużo zdrowia <3