16 lutego 2017

[Terapia] Część piąta: Rozmowy i ciekawość

- Jestem beznadziejny – orzekł któregoś dnia Taehyung, nim zdążył ugryźć się w język. Niemal od razu poczuł na sobie ciężar intensywnego spojrzenia psychologa.
Tae wiedział, że właśnie sam siebie wkopał w bardzo długą i poważną rozmowę na temat tego, jak ważne jest, co o sobie myślimy i jak w ten sposób kierunkujemy swoją przyszłość. Już nieraz słuchał wywodów Choi Minho, którego zazwyczaj niesamowicie ekscytowały jego własne monologi. Tym razem jednak doktor nic nie powiedział. Wpatrywał się w pacjenta, drapiąc się po brodzie. Młody Kim poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, niż zazwyczaj.
Czy powiedział coś nie tak? Dlaczego doktor się nie odzywa? Czy ma mnie dość?
Z ciekawości zerknął na zegarek. Wydawało mu się, że milczą od paru minut. Zdziwił się, kiedy wskazówki prawie w ogóle nie zmieniły położenia. Czas jak zwykle zwalniał w najmniej odpowiednim momencie.
- Kontynuuj – poprosił doktor Choi, dając mu dodatkowo znak gestem dłoni.
Taehyung zamrugał kilkakrotnie, nie mogą ukryć zdziwienia. Coś zmieniło się w zachowaniu psychologa, który zamiast zarzucać go swoimi historiami, długimi, nudnymi wywodami o psychologii czy milionem pytań, spokojnie czekał na jakieś wyjaśnienia. Speszył tym Tae, który zamiast wykonać polecenie, jeszcze bardziej zamknął się w sobie.
- Słucham cię, kontynuuj – powtórzył, mierząc chłopaka spojrzeniem.
- Ja… się do niczego nie nadaję. Kim Jongin uczy się lepiej ode mnie, choć na pewno zupełnie przypadkowo. Nie potrafię już budować relacji z ludźmi, wszyscy uciekają po pierwszym spotkaniu. Pamięta pan Jungkooka, dzieciaka, któremu pomogłem uwolnić się od Jongina? Nie widziałem go od tygodnia. Zapomniał o mnie, o osobie, która ryzykowała dla niego resztkami reputacji. Nawet nie chce mi się już wspominać o mojej rodzinie. Prawie ze sobą nie rozmawiamy. Jeżeli już, to każda próba kończy się krzykiem, chociaż nie ma żadnego wyraźnego powodu – wyrzucał z siebie nie tylko słowa, ale i emocje. Z każdym kolejnym zdaniem mówił coraz głośniej. Ręce zaczęły mu się trząść, kiedy przed oczami stanął mu obraz matki - wiecznie zawiedzionej i zniesmaczonej zachowaniem jedynego syna. – Wszystkich zawodzę. Przyjaciół, nauczycieli, rodziców, siebie… pana zresztą też.
Minho chłonął każde słowo, powstrzymując się od komentarzy. Właśnie taki był jego cel: Taehyung wreszcie dostał okazję wyrzucenia z siebie tego, co najbardziej go dręczyło.
- Nie musisz być mistrzem we wszystkich dziedzinach życia. Wybierz jedną rzecz, coś, na czym naprawdę teraz ci zależy, i to popraw. Co chciałbyś zmienić? Relacje z rodzicami? Może chcesz zyskać prawdziwego przyjaciela? Zamiast siedzieć w kącie i użalać się nad sobą, może wreszcie spróbujesz zmienić to, co ci się nie podoba? – zaatakował go Choi.
Tae nie wierzył własnym uszom. Spokojny, opanowany, zawsze chętny do pomocy doktor Choi Minho, właśnie na niego naskoczył. Kim nie był pewny, czy w życiu psychologa wydarzyło się coś nieprzyjemnego i teraz odbija się to na nim, czy może mężczyzna po raz kolejny zmienił taktykę i ich spotkania od teraz tak miały wyglądać.
- Coś nie tak? – zapytał szorstko doktor Choi, unosząc wysoko brwi w wyrazie nietypowego dla niego obojętnego zdziwienia.
Taehyung przez chwile walczył ze sobą. Odezwać się czy dać sobie spokój?
Ostatecznie pokręcił głową, udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Psycholog wcale nie zranił jego uczuć. Tae wcale nie przestał mu ufać.




Kiedy nazajutrz Taehyung przekroczył próg budynku szkoły, jego oczom ukazał się bardzo niecodzienny widok. Na zimnych płytkach głównego holu leżał Min Yoongi – z dolnej wargi chłopaka płynęła stróżka krwi, na prawym policzku z daleka widać było ogromne rozcięcie. Na nim okrakiem siedział Kim Jongin, krzycząc coś o nielojalności i ogólnym „popierdzieleniu”. Dookoła zebrał się już sporu tłum gapiów, choć godzina była wczesna, a do zajęć wciąż pozostawało więcej jak czterdzieści minut. Wśród nich Tae dostrzegł roześmianego Oh Sehuna, który z wyrazem zadowolenia przyglądał się całej sytuacji.
Czy w szkolnym gangu doszło do jakiegoś rozłamu? Tae nie mógł uwierzyć własnym oczom. Doskonale wiedział, jaki jest Jongin. Kiedy się przyjaźnili, sami czasami rzucali się na siebie z pięściami, jednak starszy Kim jeszcze nigdy nie urządził mu takiej sceny. Do tej pory traktował swoich pomocników jak drogocenny skarb. Co się zmieniło?
Taehyung podszedł parę kroków bliżej, wytężając słuch. Stanął za grupą rozhisteryzowanych dziewczyn, próbując nie rzucać się w oczy. Celowo znalazł się blisko schodów, by w razie czego mieć jakąś drogę ucieczki. Czuł jednak, że póki co kompletnie nic mu nie groziło – Jongin był zbyt zajęty dręczeniem swojego kumpla.
- Powiedz to jeszcze raz, skurwielu! – wrzasnął, przygniatając swoją ofiarę do ziemi za ramiona. – No, dawaj, skoro jesteś taki odważny!
- Odwal się, kurwa – syknął Yoongi. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, żadne z nich nie odpuszczało.
I w tym momencie stało się coś zupełnie niespodziewanego – profesor wyłonił się ze swojej jaskini z teczką w jednej ręce i kawą w drugiej. Ogarnął wzrokiem całą sytuację i z wyrazem czystej frustracji na twarzy, krzyknął na cały głos:
- Do jasnej cholery, co tu się znowu dzieje?! Rozejść mi się w tej chwili!
Kiedy Jongin nie zareagował, profesor wcisnął kawę w ręce najbliżej stojącej uczennicy, która z zaskoczenia prawie upuściła ją na ziemię. Szarpnął starszego Kima za kaptur – chłopak upadł na tyłek, a salwa śmiechu przebiegła przez zebranych wokół gapiów. Yoongi wstał o własnych siłach, ignorując pomoc nauczyciela. Nieco chwiał się na nogach, więc wsparł się ręką o ścianę.
- Do dyrektora, Jongin – burknął profesor, stając nad szkolnym tyranem z założonymi rękami.
Chłopak przeniósł wreszcie wzrok na mężczyznę.
- Jazda!
Wzdrygnął się delikatnie i podniósł z podłogi. Otrzepał spodnie z kurzu i piachu, zaszczycając wszystkich zebranych długim spojrzeniem. Oczy Jongina i Taehyunga na chwilę się spotkały. Tae czuł, że to nie wróżyło mu nic dobrego. Przewidywał, że niedługo sam znajdzie się na miejscu Yoongiego.




Taehyung nie dowiedział się, o co w tym wszystkim chodziło. Chociaż po szkole krążyło wiele plotek na temat powodu całego zajścia, żadne źródło nie wydawało się zbyt pewne. Co więcej zdawać by się mogło, że uczniowie bali się poruszać ten temat na głos - jak gdyby szkolni tyrani zawsze wiedzieli kto i co mówi. W pewnym sensie, w tym miejscu rzeczywiście nie dało się kryć zbyt wielu tajemnic. Młodzież spędzała w salach, na holach, salach gimnastycznych i tylnym podwórku pięć dni w tygodniu po co najmniej dziewięć godzin. Czasami zdarzało się, że zostawali po zajęciach, aż do oficjalnego gaszenia świateł przez woźnego. To sprawiało, że: po pierwsze - znajomości, które zawierane zostały w obrębie tych klas, musiały siłą rzeczy być trwalsze, po drugie - czasami zwyczajniej bywało nudno, więc w jakiś sposób trzeba było sobie zapewnić rozrywkę. 
Na szczęście sekret Tae wciąż pozostawał bezpieczny. Przynajmniej taką miał nadzieję. W końcu gdyby Jongin dowiedział się o istnieniu Hoseoka... Taehyung nie zdziwiłby się, gdyby posunął się do odnalezienia chłopaka i przeciągnięcia go na swoją stronę. Kim Jongin zrobiłby wszystko, dosłownie wszystko, żeby uprzykrzyć mu życie. Jakie to smutne, że kiedyś przez jakiś czas nawet dzielili razem pokój. Przyjaźnili się tak blisko, że rodzice Jongina zaczęli uważać młodszego Kima za drugiego syna, któremu od czasu do czasu pomagali w zadaniach domowych, zabierali do restauracji albo kupowali najlepsze słodycze. Zdarzało się, że Tae czuł się dużo lepiej w domu swojego obecnego dręczyciela, niż w swoim własnym.
Młody Kim usadowił się na parapecie w swojej ulubionej kryjówce - opuszczonej sali muzycznej, w której wciąż po kątach walały się stare sprzęty. Były tak zakurzone, że Taehyung bał się sprawdzić, czy w ogóle działają. Jeszcze nawdychałby się kurzu i dostał ataku paniki albo - co gorsza - dźwięk instrumentów zwróciłby na niego niepotrzebną uwagę. To było tylko i wyłącznie jego miejsce. Jego samotnia. Nawet Jongin nie wiedział, że młodszy Kim tu przychodzi. 
Z taką myślą Tae odpakował zrobiony przez matkę kimbap i wziął pierwszego gryza. O dziwo, dzisiaj nawet miał apetyt. Nie wiedział, czy to dlatego, że mama włożyła dużo marchewki, którą tak uwielbiał, czy może coś wreszcie zmieniło się w jego psychice? Czy tak niewielka różnica, jak pojawienie się - jeszcze nawet nie w stu procentach pewne - Hoseoka mogła pomóc mu wreszcie ruszyć do przodu? Cieszyć się posiłkiem i nie martwić się o swoje zdrowie? 
Kiedy już miał zacząć rozważać wszelakie możliwe odpowiedzi, ktoś zapukał do drzwi od sali, w której się ukrywał. Mało nie zleciał z parapetu, kiedy z głośno bijącym sercem próbował dotknąć stopami drewnianej podłogi. Ślamazarnie i dość niezgrabnie zsunął się z niego i powoli, bardzo cicho zbliżył się do głównego wejścia.
Nasłuchiwał. 
Zaczął nawet sobie wmawiać, że coś mu się przesłyszało, że już zaczyna miewać halucynacje zapewne spowodowane silnymi psychotropami. Albo oszalał. Tak po prostu, bo przecież miał takie proste, spokojne życie, to coś w końcu musiało pójść nie tak, żeby nie miał za lekko. 
Podskoczył w miejscu, kiedy pukanie znów zakłóciło głuchą ciszę. 
- Co jest, do cholery... - szepnął do siebie, prawie nie wydając żadnego dźwięku. 
Miał nadzieję, że jak nie da znaku życia, to osobnik znudzi się i pójdzie. 
- Kim Taehyung hyung? - Usłyszał znajomy, spokojny i bardzo cichy głos.
Bał się, że mogła to być pułapka zaplanowana przez Jongina, który tylko używa młodego, by wywabić Tae z kryjówki. Z drugiej strony... nie chciał tak wystawiać dzieciaka do wiatru, w końcu sam powiedział mu, by przyszedł do tego miejsca, w razie jakby potrzebował rozmowy. Co by z niego był za heros, jakby teraz się tego wszystkiego wyparł, po tym jak skopał dla młodego tyłek Jongina? 
Wziął kilka głębszych oddechów i uchylił drzwi, zerkając jednym okiem przez szparę. Odetchnął z ulgą, kiedy na holu ujrzał tylko zdezorientowanego, niewinnego chłopca o przerażonym spojrzeniu. Gestem jednej dłoni zaprosił go do środka, w drugiej wciąż trzymał nadgryziony kimbap. Jungkook zamknął za sobą ostrożnie drzwi i stanął z opuszczoną głową na przeciwko starszego kolegi. 
- Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, hyung. Bałem się - wyznał cicho, zataczając butem koła w kurzu na podłodze. 
Taehyungowi zrobiło się cieplej na sercu. Dawno nie czuł się tak zobowiązany wobec kogokolwiek, jak wobec tego dzieciaka. Chciał mu pomóc. Chciał za wszelką cenę wyciągnąć go z jonginowskiego bagna i sprawić, by na tej uroczej buźce pojawił się uśmiech pewnego siebie faceta, a nie przerażona mina dziecka z przedszkola. Jungkook wzbudził w nim bardzo dziwne uczucia - chęć niesienia pomocy, chęć oddania się jakiejś ważniejszej sprawie, niż własne problemy, chęć uszczęśliwienia kogoś, chęć... zawarcia trwałej przyjaźni, która dałaby korzyści obydwu stronom. Chciał czuć się bezpiecznie i pomóc koledze czuć się tak samo. 
W tej szkole już dawno na nikim tak bardzo mu nie zależało. Co dziwniejsze, tego chłopaka znał zaledwie od dwóch tygodni. 
- Nie przepraszaj. Wszystko w porządku? Dlaczego przyszedłeś dzisiaj? - zapytał Taehyung, znów nadgryzając swój lunch. 
- Obserwowałem cię przez jakiś czas i kalkulowałem, na ile naprawdę mogę ci zaufać, hyung. Widziałem, jak tutaj dzisiaj wchodziłeś, więc postanowiłem, że chyba... już wiem... - tłumaczył. Wzruszył ramionami, jakby to, co powiedział, wcale nie było jedną z najdziwniejszych rzeczy, jakie Tae kiedykolwiek usłyszał od nowo poznanej osoby. 
Młody go obserwował? I to najwyraźniej robił to skrupulatnie od dwóch tygodni.
Taehyung nie wiedział, czy mu to imponowało, czy może powinien zacząć się bać o swoje życie. Podążając jednak za wskazówkami psychiatry, próbował nie rozkładać wszystkiego na drobne części i wreszcie zachować się bardziej spontanicznie. 
- Cieszę się, że przyszedłeś. We dwójkę będzie nam tutaj raźniej - stwierdził Tae. - Kimbap? - zapytał, wyciągając rękę z jedzeniem w kierunku Jungkooka. 
Kąciki ust młodego lekko drgnęły i wzniosły się ku górze. Mimo że kimbap był już nadgryziony przez starszego, cieszył się, że w ogóle znalazł kogoś, kto wykonał jakikolwiek przyjacielski gest względem niego. 
Może jednak ten rok nie będzie taki zły dla żadnego z nich. Może razem dadzą radę. 


***

Uwaga, uwaga!! 
Stała się rzecz niesłychana i Martis wróciła na blogpost i wattpad z nowymi rozdziałami! :o 
Jestem trochę ciekawa, czy po takim czasie ktoś tutaj jeszcze zagląda. 
Wiem, że na pewno jest jedna osoba, która z nowej Terapii bardzo się ucieszy ^^
Z dedykacją dla Ciebie! Ponieważ po roku mojej nieobecności wciąż pamiętałaś, że coś takiego jak phoenix-ff istniał i nadal istnieje. 
Pozdrawiam serdecznie, 
Martis.

2 komentarze:

  1. O JEZU!!! wróciłaś tu wreszcie!
    cholera nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy przed chwilą tu zaglądnęłam *skacze radośnie jak mały dałn* i jeszcze witasz blogspota z powrotem z dedykacją dla mnie, jestem wzruszona.
    Musisz mi tylko wybaczyć, bo ponieważ nie czytałam prawie rok twoich opowiadań tak w mojej głowie pojawią się luki co do opowiadań, muszę wszystko sobie dokładnie przypomnieć.
    Okej. rozdział. W dodatku wstawiłaś z fanficów na które najbardziej czekałam, ja po prostu umieram ;~~;
    rozdział bardzo mi się podobał, nie zawiodłam się. Twój styl pisania jest imponujący - myśli Tae wciągają jak w wir, dialogi przyprawiają o głębokie westchnięcie a całokształt wywołuje uśmiech zadowolenia. Właśnie tak. Jestem bardzo usatysfakcjonowana, duży plus za to, że w tym pozornie krótkim (tak myślałam dopóki nie doczytałam do końca i nie stwierdziłam, że w sumie był dość pokaźny) są jakby trzy osobne sceny, oże cztery.
    Pierwsza - oczywiście rozmowa z Choi czego nie mogło zabraknąć. Swoją drogą niezła taktyka, spowodował u Tae wylewność. Sam też doprowadził do tego, że Taehyung zaczął się zastanawiać. Może powoli idzie do przodu, choć psychotropy mnie niepokoją bo w sumie z 'doświadczenia' wiem, do czego prowadzą na dłuższą metę.
    Druga scena - Suga i Jongin w dziwnej sprzeczce spowodowanej tym, że Jongin go pobił. Nie wierzę! Pamiętam, że byli 'nierozłączni'? Ciekawa jestem ogromnie o co poszło, może Tae jakoś się dowie?
    i wreszcie trzecia z Jungkookiem! Jeju, muszę przyznać, że oni razem to coś naprawdę magicznego, podoba mi się jak rozwija się ich relacja. Szczególnie wyznanie Kooka <3 *też chciałabym być tak obserwowana na jego miejscu, ah*
    czekam niecierpliwie aż pojawi się coś więcej i, zapraszam na Winnery i btsy!
    ~ http://cocktailjoy.blogspot.com/
    ~ http://cocktailjoy.blogspot.com/2017/02/exit-im-young.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak strasznie się cieszę że jest nowy rozdział. Przez ciebie skakałam i piszczałam jak pojebana. Teraz musisz przekonywać moich rodziców że nie jestem chora psychicznie więc się szykuj.

    OdpowiedzUsuń