11 października 2015

[Terapia] Część trzecia: Frajerzy i niepewność

Taehyung nie powiedział nikomu o ofercie, którą otrzymał od Jung Hoseoka.
Po raz pierwszy w życiu nie zapytał nikogo o zdanie, tylko sam zdecydował, co jest dla niego najlepsze. Mimo, że decyzja była w pewnym sensie podejmowana wbrew niemu, bo tak naprawdę Tae najchętniej schowałby się pod kołdrą i zapomniał o całej sprawie, w jakimś malutkim stopniu cieszył się ze zgromadzenia resztki odwagi, jaką posiadał. Wysłał Hoseokowi długą wiadomość, w której dopytywał się o szczegóły współpracy, o muzykę jaką tworzy pod imieniem scenicznym na co dzień oraz dołączył do niej swoje namiary – numer telefonu (chociaż J-Hope już jakimś cudem go znał) i adres e-mail
Tae postawił wszystko na jedną kartę. Nie zastanawiał się długo nad tym, co powinien zrobić, tylko po prostu wziął sprawy w swoje ręce. Psycholog często mu powtarzał, że za dużo nad wszystkim myśli. Dlatego tym razem postanowił nie rozkładać wszystkiego na czynniki pierwsze.
„Czasem w życiu potrzeba spontaniczności. Spróbuj choć raz i sprawdź, jak się z tym czujesz. Skąd możesz wiedzieć, że tego nie lubisz, skoro jeszcze nie próbowałeś?”
Choć podjął wreszcie decyzję i wysłał wiadomość do nieznajomego, przyjmując jego propozycję, obiecał sobie, że nikt się o tym nie dowie, dopóki współpraca nie dojdzie do skutku. W ten sposób, jeżeli Hoseok zmieni zdanie, to przynajmniej nikt nie będzie się z niego naśmiewał.
Tonący brzytwy się chwyta, pomyślał, naciskając „wyślij” z zamkniętymi oczami. Kiedy je otworzył, przez chwilę miał nadzieję, że na oślep nie trafił w przycisk. Niestety, wiadomość wędrowała właśnie do Hoseoka. Stało się.
Wciąż nie mógł pozbyć się wątpliwości. Miał wrażenie, że J–Hope tak naprawdę nie istniał, a nierozwiązane sprawy z Jonginem tylko go w tym utwierdzały. Tae nie byłby zdziwiony, gdyby wszystko było tylko chorym żartem. Oczami wyobraźni widział, jak starszy kolega wyciąga na przerwie telefon i pokazuje wszystkim jego wiadomość. „Wkręciłem go!” krzyczałby tak głośno, że uczniowie w całej szkole słyszeliby dokładnie każde słowo. „Frajer myśli, że ma talent.”
W takiej sytuacji Kim Jongin nie zostawiłby na nim suchej nitki. Tae nie pokazałby się w szkole do końca roku. Albo do końca życia, w zależności czy wreszcie odważyłby się zrobić ze sobą porządek.
Wzdrygnął się, wyobrażając sobie starego przyjaciela stojącego nad jego grobem.
Przydługa grzywka Tae przysłoniła mu widok, kiedy gwałtownie schylił głowę. Nagły przypływ smutku pomieszanego z typowym dla niego ostatnio gniewem sprawił, że łzy pojawiły się w jego ciemnych oczach. Poklepał się po policzkach, używając trochę więcej siły, niż miał w zamiarze. Skrzywił się z bólu, bo niechcący dotknął miejsca, w które niedawno uderzył go Jongin.
Była to kolejna pamiątka po utraconej dawno temu godności.
Gdy spojrzał w swoje odbicie, roześmiał się, ale nie radośnie, tylko szorstko i drwiąco. Wyglądał jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Wydawało mu się, że z dnia na dzień cienie pod oczami robiły się coraz większe, a ubrania coraz bardziej na nim wisiały. Nic dziwnego, prawie nic nie jadł odkąd został sam. Kiedy matka była w domu, zawsze wmuszała w niego jedzenie. Zyskiwał prowizoryczną wolność, gdy wyjeżdżała.
Nie miał ochoty dłużej patrzeć na swoje odbicie. Musiał jednak wreszcie zrobić porządek ze swoim wyglądem, dlatego zebrał w sobie resztki siły i po raz kolejny zerknął w lustro. Wziął do ręki nożyczki i paroma szybkimi ruchami obciął niedawno rozjaśnianą grzywkę. Nie wyglądało to najgorzej – często sam się z nią rozprawiał przez brak czasu, pieniędzy i jakiejkolwiek chęci na wychodzenie z domu, więc miał już w tym wprawę.
Kiedy po raz trzeci tego dnia spojrzał w swoje czarne oczy, w których teraz kryło się czyste przerażenie, poczuł narastającą niepewność. Nie powinien był ścinać włosów. Nie powinien był pisać do Hoseoka. Nie powinien był wcale wychodzić dzisiaj z łóżka. Dlaczego w ogóle się urodził? Nie potrafił nawet odpowiednio wykorzystać danego mu czasu! Marnował go. Nie powinien go marnować. Mógłby wreszcie wziąć się w garść. Gdyby chciał. Gdyby spróbował. Czy chciał? Powinien chcieć.
Tak wiele powinien, tak mało potrafił. To pomału zaczynało go wykańczać.
Wydawało mu się, że się dusi. Miał nieprzyjemne wrażenie, że czyjaś niewidzialna ręka zacisnęła się mocno na jego szyi, próbując mu zabrać jedną z najcenniejszych w życiu człowieka rzeczy. W takiej sytuacji często zastanawiał się nad tym, jak łatwo byłoby odejść. Dać sobie spokój. I kiedy wreszcie się temu poddawał… jak na złość wciąż oddychał. Wcale nie brakowało mu tlenu. Wciąż żył.
Nawet jego umysł sobie z nim pogrywał.
Tae nie pamiętał, kiedy wyciągnął ostry przedmiot z szuflady. Zorientował się dopiero, kiedy poczuł w palcach zimny metal. Przez chwilę z uwagą mu się przyglądał. W głowie miał tylko jedną myśl: czy to boli? Miał ochotę wreszcie się o tym przekonać na własnej skórze. I to dosłownie. Zbliżył ostrze do nadgarstka, walcząc z samym sobą. Ręka zaczęła mu niebezpiecznie drżeć. Wciąż nie mógł się zdecydować. Podobno w ten sposób można oczyścić myśli. Podobno człowiekowi robi się lżej na sercu, bo pozbywa się ciężaru, którego inaczej nie może z siebie wyrzucić. Zagryzł dolną wargę, wpatrując się w błyszczący przedmiot.
Poddał się. Po raz kolejny.



– I co zrobiłeś, Taehyung? – zapytał doktor Choi, niebywale przejęty zdrowiem pacjenta. Miał ochotę wziąć go za ręce, podciągnąć rękawy bluzy i na własne oczy przekonać się, jak zakończyła się ta przerażająca historia. Wiedział jednak, że nie mógł przekroczyć wyznaczonej wcześniej granicy. Kim Taehyung był jednym z tych pacjentów, przy których naprawdę trzeba uważać na swoje zachowanie i ważyć słowa. Gdyby teraz przycisnął go do muru, straciłby całe jego zaufanie. Chłopak więcej by go do siebie nie dopuścił. – Tae, co zrobiłeś? – powtórzył, wbijając w niego spojrzenie.
Doktorowi wydawało się, że Taehyung coraz bardziej się w sobie zamyka. Całkowicie mijali się z celem wizyt.
Tae spuścił wzrok na swoje dłonie, którymi teraz zgniatał materiał czerwonej koszulki. Choi nie chciał go poganiać. Zacisnął zęby, uważając, żeby po raz trzeci nie zadać mu tego samego pytania. Zaczynał sądzić, że Tae nie będzie chciał dłużej rozmawiać na ten temat. Przynajmniej w ten sposób interpretował jego milczenie. Pomylił się. Taehyung zdjął bluzę, po czym pokazał mu nienaruszone nadgarstki. Oprócz niewielkiego śladu po poparzeniu, nie było na nich żadnej innej skazy.
Choi powstrzymał westchnięcie. Nie chciał w jakiś chory sposób dawać mu satysfakcji.
– Nic nie zrobiłem. Byłem tak blisko, ale nie dałem rady – przyznał Tae, przyglądając się ciemnym rzekom płynącym pod bladą skórą. – Myślałem o tym, że… że może byłoby łatwiej. Ale dla mnie to wcale nie jest łatwe.
– Mówiłem ci kiedyś, że jesteś na to za silny. Wydaje ci się, że to nie prawda, bo chwilowo straciłeś kontrolę nad swoimi myślami, ciałem, życiem. Ale to wszystko można naprawić. Przypomnij sobie… po co tu jesteś, Taehyung?
– Jestem tu, bo potrzebuję pomocy – wyrecytował, nawet się nad tym nie zastanawiając.
Doktor skrzywił się nieznacznie. Nie podobał mu się ten beznamiętny ton, którego zawsze w tym momencie używał jego pacjent. Jakby wizyty w jego gabinecie nie zostawiały na nim żadnego śladu. Jakby to wszystko nie miało dla niego sensu.
– Może powinniśmy zakończyć terapię – stwierdził Choi, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Podrapał się po skroni. Chyba właśnie wymyślił nową metodę na dotarcie do tego dzieciaka. Skoro jego standardowe chwyty nie działały…
– Słucham? – zapytał Tae całkiem zbity z tropu.
– Powiedziałem: „może powinniśmy zakończyć terapię” – powtórzył sucho.
Taehyung znieruchomiał.
– Zakończyć terapię? Teraz? – zapytał, a Choi w odpowiedzi tylko pokiwał głową. – Ale… przecież… jeszcze nic nie osiągnęliśmy. Nic się nie zmieniło, więc jak… – Z wrażenia plątał mu się język.
– Sam ostatnio stwierdziłeś, że dla ciebie nie ma już ratunku – wyjaśnił rzeczowo doktor, krzyżując ręce na piersi. – Więc po co się dłużej męczyć?
– Ale pan obiecał! – krzyknął, podnosząc się z miejsca. Wezbrała w nim wściekłość, ale także pojawiło się coś na kształt żalu. Czuł się okłamany. – Mówił pan, że pomoże! Tak nie wolno. Nie wolno łamać obietnic – warknął. – Zarzekał pan, że nie jestem stracony. Nie jestem… – szepnął, wymierzając w niego palec. Trzęsły mu się ręce. Tym razem nie wiedział czy to przez leki, czy nadmiar emocji.
– Czyli jednak w siebie wierzysz – stwierdził psycholog takim tonem, jakby właśnie znalazł rozwiązanie zagadki. Wrócił do poprzedniej pozycji i pochylił się w stronę zdezorientowanego Tae. – Usiądź – rozkazał, a chłopak bez zbędnych słów wykonał jego polecenie. Nie rozumiał, co się dzieje. – Dotrzymam obietnicy, bo ja też wciąż w ciebie wierzę.
Tae miał ochotę się rozpłakać. Przełknął ciężko ślinę, zaciskając dłonie w pięści.
– Tak się nie robi – szepnął drżącym głosem. Przez chwilę naprawdę uwierzył, że traci ostatniego przyjaciela na ziemi.
Doktor uśmiechnął się pobłażliwie.



Taehyung wciąż czekał na odpowiedź nieznajomego. Zaczynał się martwić, bo przez ostatnie trzy dni nie dostał żadnego odzewu, chociaż w wiadomości wyraźnie prosił o kontakt. Czyżby jego początkowe przypuszczenia się sprawdziły?
Hoseok nie istniał. J–Hope to Jongin. A Jongin był zdolny do wszystkiego.
Tae czuł strach, kiedy w poniedziałek rano bardzo powolnym krokiem wlókł się do szkoły. Próbował przygotować się psychicznie na spotkanie ze swoim wrogiem numer jeden. Wydawało mu się, że jakoś to zniesie. Już nie raz był w centrum uwagi rówieśników – parę razy wyrywano z jego rąk tacę na stołówce albo zwyczajnie przy wszystkich werbalnie go obrażano. Powinien już się przyzwyczaić, ale nie potrafił. To za każdym razem bolało równie mocno, co na początku. Wciąż było mu wstyd. I wciąż nienawidził siebie za to, że nie potrafił się postawić.
Pomału zaczynał wierzyć Jonginowi. Chyba po prostu był frajerem, który spacerował właśnie przed budynkiem z ogromnym limem na twarzy – pamiątką po ostatnim spotkaniu z pięścią byłego przyjaciela. Bał się wejść do środka przed dzwonkiem. Zdecydował, że woli się spóźnić i mieć do czynienia z przerażającą profesor Shin, zdolną do rzucania kredą w uczniów, niż stanąć twarzą w twarz z Kim Jonginem i jego świtą, która zapewne błąkała się teraz po szkolnych korytarzach.
Oparł się plecami o ścianę niedaleko drzwi i zerknął na rozbity wyświetlacz telefonu. Miał jeszcze pięć minut. Połączył się z Internetem, by sprawdzić pocztę. Może Hoseok zdecydował się wysłać mu e–mail? Z nadzieją przeglądał wszystkie możliwe foldery – dwukrotnie nawet zajrzał do spamu. Pomału docierało do niego, że po raz kolejny w życiu został olany. Choć J–Hope sam wyciągnął do niego dłoń, zabrał ją, nim Taehyung zdążył w ogóle go dotknąć.
Albo Hoseok nie istniał. Hoseok to Jongin. A Jongin był zdolny do wszystkiego.
Nie zdziwił się więc, kiedy postrach szkoły stanął tuż przed nim i mocno pstryknął go w nos. Tae z przerażeniem patrzył w oczy byłego przyjaciela, który teraz głośno śpiewał refren utworu „Loser”. Towarzyszący mu Sehun śmiał się głośno, w międzyczasie rzucając Jonginowi komplementy.
– Co tam, laleczko? Chcesz znowu być niegrzeczny i spóźniasz się na lekcje? – zapytał, marszcząc brwi. – Nie pozwolę ci na to. Porządny uczeń z zadatkami na zostanie świętym nie może się spóźniać – stwierdził zwyczajnym tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie.
Jongin złapał Tae za ramię i pociągnął go za sobą do środka budynku. Taehyung zdążył się przekonać o tym, jak bardzo silny był jego starszy kolega. Wciąż odczuwał lekki ból w szczęce, kiedy przeżuwał jedzenie. Chociaż nie widział przez to najmniejszego sensu w stawianiu się swojemu wrogowi numer jeden, próbował. Może i stał się frajerem, ale nie miał zamiaru całkowicie się poddawać. Zaparł się nogami, rękami szarpiąc Jongina za przedramię. Na chwilę go spowolnił, ale wcale się od niego nie uwolnił. Przeszli przez korytarz pełny obserwujących ich uczniów, podśmiewujących się pod nosem. Tae czuł, jak jego policzki robią się czerwone ze wstydu. Po raz kolejny był upokarzany przez kogoś, komu kiedyś bezgranicznie ufał.
Łzy pojawiły się w oczach Taehyunga, kiedy Jongin niemalże wrzucił go do sali, w której za chwilę miał mieć lekcje. Siedzący w ławkach znajomi zaśmiali się głośno. Profesor Shin jeszcze nie było. Tae nie potrafił stwierdzić czy na jego szczęście, czy też nieszczęście. Pewnie gdyby była obecna, nawet nie zwróciłaby na niego uwagi.
– Proszę bardzo, laleczko. Wcale nie musisz mi dziękować za eskortę – powiedział głośno Jongin, powodując jeszcze większy wybuch śmiechu. – Mam po ciebie przyjść, czy trafisz do domku, dzieciaku? – zapytał, krzyżując ręce na piersi.
Taehyung miał w głowie kilka odpowiedzi, które idealnie pasowałyby do tej sytuacji. Nie potrafił jednak zebrać się w sobie i wypowiedzieć tych słów na głos w obecności prawie całej klasy. Zbyt długo szukał resztek odwagi czy godności – Jongin wyszedł, mijając w progu zdziwioną profesor Shin.
– Znowu oberwałeś, Kim Taehyung? – zapytała, patrząc prosto w jego oczy.
Spuścił wzrok, kręcąc głową. Gdyby cokolwiek powiedział, byłby skończony. Jongin nigdy nie dałby mu już spokoju. Pewnie nawet zyskałby jakieś piękne przezwisko, od którego do końca życia nie byłby w stanie się uwolnić. Choć tak bardzo chciał się otworzyć, wreszcie wykrzyczeć wszystko to, co od tak dawna chował w sobie, grzecznie usiadł w swojej ławce, próbując ignorować spojrzenia znajomych i te drwiące uśmieszki na ich twarzach.
Zacisnął zęby. Popłaczesz sobie w domu, stwierdził i wyjrzał przez okno.
Jongin nie podjął jeszcze sprawy z Jung Hoseokiem. Tae nie wiedział, co o tym myśleć – albo Kim nie był w to zamieszany, albo wyczekiwał ciekawszego momentu zrobienie z niego jeszcze większego pośmiewiska.



„Cześć, V!
Przepraszam, że odpisuję tak późno, ale dopiero dzisiaj znalazłem trochę czasu. Jestem w trakcie nagrywania utworu z jednym z moich kumpli. Jeżeli nawiążemy współpracę, to z pewnością go poznasz. Może nawet stworzymy trio?
Cieszę się, że zdecydowałeś się do mnie napisać! Prosiłeś o więcej informacji – cóż, ciężko mi cokolwiek wyjaśnić w wiadomości. To znaczy – nawet nie wiem od czego zacząć.
 Zauważyłeś kiedyś, jak raperzy i piosenkarze cudownie się uzupełniają? Zapewne spotkałeś się już z tego rodzaju kolaboracją. W załączniku wrzucę Ci parę utworów. Chciałbym stworzyć coś na ich wzór. Oczywiście ze strony technicznej, nie muzycznej. Przesłuchaj je i daj mi znać, czy podoba Ci się mój pomysł. Jestem otwarty na wszelkie propozycje z Twojej strony!
Liczę na to, że niedługo spotkamy się w cztery oczy i pogadamy o szczegółach.
Trzymaj się,
J–Hope”
Taehyung wpatrywał się w ekran komputera, nie wierząc własnym oczom. Wciąż nie mógł otrząsnąć się z szoku, które ogarnęło go po przeczytaniu odpowiedzi Hoseoka. Chłopak jednak istniał! Istniał, był, żył, odpisywał, chciał razem tworzyć!
– Jak to możliwe… – szepnął Tae, czytając e–mail od nowa i od nowa.
Oczywiście gdzieś tam w środku wciąż nie odrzucał do końca tej przerażającej myśli, że pod imieniem Hoseok tak naprawdę kryje się irytujący Jongin, jednak z dnia na dzień wierzył w to coraz mniej. Niestety nim zdążył ucieszyć się z istnienia kogoś, kto się nim zainteresował, coś przykuło jego uwagę. Słowa: trio i spotkamy się w cztery oczy.
Tae zamaszystym ruchem zamknął laptop, prawie go przy tym zrzucając z biurka. Oczywiście spodziewał się, że Hoseok będzie chciał się spotkać. Jak inaczej mieliby nagrać razem utwór? Wydawało mu się jednak, że jego nowy kolega nie będzie tak od razu na to nalegał. Taehyung potrzebował czasu. Jak miał mu to zakomunikować, żeby nie wyjść na frajera? To, że zajmował podobną pozycję w szkole, wcale nie znaczyło, że chciał być tak postrzegany poza nią. Gdyby miał jakiekolwiek życie towarzyskie, robiłby wszystko, żeby oddzielić je od szkolnego środowiska. Tam już dawno dostał swoją plakietkę, której nie mógł się teraz pozbyć.
Spotkanie z Hoseokiem nie wydawało mu się aż tak szalonym pomysłem, jak stworzenie tria z jego kolegą. Dla Tae poznanie jednego internetowego znajomego było przerażające, a co dopiero dwóch! Serce mocniej mu zabiło, kiedy wyobraził sobie niesamowicie wysokich, napakowanych facetów–raperów, którzy narzucą mu swoje zdanie i karzą śpiewać głupoty.
Dlaczego w ogóle napisał do Hoseoka?
Gdyby tego nie zrobił, miałby teraz święty spokój.


***


Witajcie!
Jestem naprawdę miło zaskoczona, że tylu osobom spodobała się Terapia! Jak pisałam w którymś komentarzu, sądziłam, że będę pisać to tylko dla siebie przez potrzebę przelania pomysłu na papier. Nie spodziewałam się tak dużego odzewu i w komentarzach, i w wyświetleniach. Cieszę się, że tu jesteście, bo dajecie mi dużo chęci na publikowanie kolejnych części. Mam już nawet napisanych kilka partów w przód, co u mnie niebywale rzadko się zdarza!
Chciałabym na koniec serdecznie powitać w moich skromnych progach nowych obserwatorów: Nazywam Się Agape i Kiri, która nie raz już dała mi znać, że czyta ♥ 
Specjalne podziękowanie dla Yumi, która swoimi słowami zawsze sprawia, że się uśmiecham!
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie. Trzymajcie się ciepło w te chłodne dni, xx!
Martis.

5 komentarzy:

  1. OO i dziękuję za powitanie ;)
    Bardzo przyjemny rozdział. Uwielbiam połączenia raper-piosenkarz, więc pewnie piosenka bohaterom wyjdzie świetnie. No i w dodatku trio. Idealnie <3 Życzę weny no i czekam na następne części ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh god...!!
    To. Było. Totalnie. ZAJEBISTE!! *^* <3 ♡
    Jezu, aż mam ciarki! Tak się wczułam w problemy TaeTae jakby były one moimi własnymi i aż mnie zaczęło skręcać w środku ze smutku, przerażenia, złości czy innych odczuwanych przez Taesia emocji!
    Ugh.. a teraz aż "chodzę" cała z ciekawości co przyniesie kolejny rozdział i doczekać się nie mogę! Czy V w końcu postawi się Jonginowi? Czy w końcu dr Choi (szanowny Neaga MinHoŁ xp) pomoże chłopakowi na tyle by ten chociaż troszkę uwierzył w siebie i swoje siły? Czy Alien zobaczy się w Hobim? Jakby miało wyglądać nagrywanie gdy chłopak jest ciągle przerażony? A może wtedy pokazałby swoją prawdziwą str i naturę?
    Yaaah! Cała moja głowa buzuje przez te i jeszcze inne pyt!
    Błagam, dodaj nowy rozdział jak najszybciej abym nie eksplodowała do tego czasu! XP
    Weny życzę!~
    Kiri^^
    PS. Dziękuję za wyróżnienie mnie w notce na dole oraz za ciepłe przyjęcie!^.-

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku zacznę od tego że sdlkjdsmvmfdjbdn wymieniłaś mnie w notce! (tak, będę się tym jarać)
    wybacz, że dziękuję ci tu, ale sama mam urwanie głowy, małe sprzeczności ze swoją egzystencją i otoczeniem i po prostu dziękuję ci ogromnie za aktywność na moim blogu jak i komentuję nowy rozdział ;;
    mam wrażenie, że jest ociupinę dłuższy? w każdym razie mam nadzieję, że takie będą bo ło matko podoba mi się to niesamowicie..
    nadal uważam, że Choi pasuje niesamowicie do roli terapeuty, oj i to bardzo. W ogóle rozbawił mnie swoją taktyką na dotarcie do V, duży plus za twoją ogólną kreatywność w tym opowiadaniu!
    podświadomie cały czas czekam na następne konfrontacje Kaiego z V, nie wiem jakoś chamsko upodobałam sobie kaia-bezuczuciowego (ciągle myślę o co mu tak naprawdę chodzi) wymieniłabym ci znowu, które zdania wywarły na mnie największe wrażenie, ale nie będę cię tu zamęczać (przynajmniej nie tym razem) i lecę dalej
    J-Hope aww uroczy chłopaczek może niedługo coś coś..
    cała przyjemność po mojej stronie co do notki, cieszę się jeśli się uśmiechasz to cudowne, naprawdę. Ty również umilasz mi te kilka minut na przeczytanie komenta i dzięki niemu czuję ten zapał by lecieć z koksem dalej, tak. XD <3
    xx kochana!

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest to czego szukałam. Chapeau bas. Inni amatorzy dramatów i psychologicznych (w tym także ja) mogliby się od ciebie uczyć. Naprawdę rzadko zdarza się, że nie mogę oderwać się od tekstu, czytam go z takim zapałem jakby na końcu czekała na mnie góra złota. A zamiast tego gromadzą się kości... Tak, napisałam to. Cii!!! :P
    Rzadko sypię komplementami. Rzadko czytam też coś co jest dla mnie jak próba odcięcia sobie stopy plastikowymi nożyczkami. Dlatego też samo to, że czytam to oznaka tego, że się zakochałam lub chociaż polubiłam. W tym wypadku (bądź ostrożna) może się to zaliczać do chorej fascynacja.
    Choć Tae jest bardzo tragiczną postacią, niemal całkowicie wypraną z pozytywnych emocji, skradł moje serce. Bardzo przypomina mi mojego bohatera, choć jedynie pod niektórymi aspektami. Wprowadzenie wątku „jedyna deską ratunku jest twoja pasja” jest doprawdy wspaniała.
    Za to nieco drażni mnie (co ja gadam on poważnie mnie wkurwia) ten cały Jongin. Za kogo on się uważa? Psycholog miał racje. Jongin to tylko tchórz i przerażony „frajer”, który rani innych, bo boi się, że jak nie będzie tego robił sam zostanie zraniony.
    Czekam niecierpliwie jak dalej pokierujesz losami Tae. Liczę, że odnajdzie się w nowej sytuacji i postanowi zaakceptować ofertę J-Hope’a.
    Pozdrawiam, Alessa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje słowa sprawiły, że prawie się zarumieniłam! Zrobiło mi się tak dziwnie przyjemnie, po przeczytaniu Twojego komentarza. Dziękuję za tyle miłych słów - cieszę się bardzo, bardzo, bardzo, że udało mi się Ciebie zaciekawić (chora fascynacja, mówisz? coś nowego :D), że spodobała Ci się historia i główny bohater. Obym nie zawiodła Cię dalszymi partami (zwłaszcza, że napisałaś w poprzednim komentarzu, że tego typu ffy są dla Ciebie nowością! może Cię do nich nie zrażę).
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, za zostawienie po sobie śladu, xx!

      Usuń