Tytuł: Moving forward
One shot, angst
Inspiracja: ★ ☆ ★ ☆ ★ ☆
Pisane przy I need U, intro 화양연화, Promise
a/n: Napisałam to kiedyś pod wpływem bardzo negatywnych emocji. Długo się zastanawiałam, czy w ogóle to gdziekolwiek dodawać, ale ostatecznie stwierdziłam, że do odważnych świat należy. Shot jest chaotyczny, ale taki był zamysł. Sama nie wiem, co o nim myśleć.Chyba się do niego nie przyznaję. Główny bohater nie jest określony - zostawiam to waszej wyobraźni, choć przyznam, że pisząc to, wyobrażałam sobie V.
Proponuję I need U w tle.
One shot, angst
Inspiracja: ★ ☆ ★ ☆ ★ ☆
Pisane przy I need U, intro 화양연화, Promise
a/n: Napisałam to kiedyś pod wpływem bardzo negatywnych emocji. Długo się zastanawiałam, czy w ogóle to gdziekolwiek dodawać, ale ostatecznie stwierdziłam, że do odważnych świat należy. Shot jest chaotyczny, ale taki był zamysł. Sama nie wiem, co o nim myśleć.
Proponuję I need U w tle.
★
Stos kartonowych pudeł
wypełnionych osobistymi rzeczami blondyna piętrzył się na środku salonu. Chłopak
stał w progu, rozglądając się po
pomieszczeniu. Wszystko było już spakowane. Za chwilę miał opuścić to miejsce
na zawsze. Oddać klucze nowemu właścicielowi i ruszyć naprzód.
Dlaczego to było takie trudne?
Powinien z radością wymaszerować z budynku, wreszcie poczuć się… wolny. W końcu
wynosił stąd więcej smutnych, wręcz żałosnych wspomnień, które najlepiej
wymazałby z pamięci jak niechciane ołówkowe smugi z kartki papieru w szkolnym
zeszycie.
Zacisnął dłonie na framudze
drzwi, chroniąc się przed upadkiem. Serce waliło mu jak oszalałe, a do oczu
napłynęły łzy. Zamrugał kilka razy, próbując pozbyć się słonej oznaki słabości.
W pewnej chwili przymknął powieki, na chwilę odpływając do krainy własnych
pokręconych myśli. Był stanowczo zbyt sentymentalny. Zbyt szybko przywiązywał
się do miejsc, rzeczy i ludzi. Dobrze o tym wiedział – już nie raz cierpiała
przez to jego dusza. Nie raz ucierpiało jego ciało.
Nienawidził tego miejsca z całego
serca. Jednocześnie nie potrafił sobie wyobrazić mieszkania gdzie indziej.
Jakby został na wieki przydzielony do tego niewielkiego zakątka na ziemi. To
tak długo był jego dom. Nie chciał wynosić stąd jedynie tych beznadziejnych wspomnień
i ogromnej ilości niespełnionych marzeń. Odnosił wrażenie, jakby większość tych
kartonowych pudeł właśnie to miało w środku. Miał ochotę w ten sposób je
oznaczyć. Niespełnione marzenia. Pożerające mnie od środka negatywne emocje.
Masa niechcianych wspomnień.
Powstrzymał się od drwiącego
uśmiechu.
Tak bardzo chciał znaleźć choć jeden słoneczny
promyk, wśród tych ciemnych, beznadziejnych chmur. Potrzebował radosnego
wspomnienia – takiego, które przysłoniłoby całe cierpienie. Dzięki któremu to
miejsce nie kojarzyłoby mu się jedynie z pustką, bólem, krzykiem i łzami.
Wszedł do swojej byłej już
sypialni.
Miał wrażenie, że granatowe,
obdarte i przebarwione od wiszących na nich wcześniej fotografiach ściany
wołały o pomoc. Cały ten pokój kojarzył mu się tylko z jednym. Z rozpaczą. To
tutaj najczęściej wypłakiwał oczy w poduszkę, dusząc się własnymi łzami – krył
się ze swoją słabością przed wymagającą matką. To tutaj zapijał żal po śmierci swojej jedynej dotąd miłości. To tutaj umierały jego najskrytsze marzenia – w ciszy, w samotności, tak jak on w
ciszy umierał w środku każdego dnia.
Tu nawet sny przestały być kolorowe.
Tu nawet sny przestały być kolorowe.
Wiecznie te same koszmary.
We śnie i na jawie.
Gdybyś tu była, może świat wyglądałby inaczej.
Gdybyś tu była, może świat wyglądałby inaczej.
To zawsze wyglądało podobnie –
trochę, jakby to pomieszczenie żyło i miało tylko jedno zadanie: opleść swoimi
obleśnymi mackami swojego mieszkańca i pomału, dzień po dniu wykańczać go
ciemnością, pochłonąć go, zalać cierpieniem.
Zatrzasnął drzwi.
Dusił się. Coś zaciskało się
wokół jego szyi, jakby nie chciało dać mu odejść.
Dlaczego to było takie trudne?
Przecież nienawidził tego miejsca. Powinien z radością stąd uciec. Zacząć nowy
etap w życiu. Tym razem zrobić to odpowiednio – po swojemu.
Wlekł się korytarzem. Zatrzymał
się przy ogromnym oknie na końcu wąskiego holu. Przesunął dłonią po chropowatej
powierzchni betonowego parapetu, na którym potrafił przesiadywać całymi nocami.
Po ciemku, wpatrując się w księżyc i gwiazdy. Nie zapalał światła, kiedy czytał
tu książki. Przychodził z latarką i czerwonym kocem. Nie chciał budzić matki.
Zawsze miała problemy z zasypianiem.
Wyjrzał na zewnątrz. Na dworze
robiło się ciemno. Słońce zachodziło, zabierając ze sobą całą radość i
szczęście. Jego rolę pomału przejmował księżyc. Ledwo świecił.
Spojrzał na starą huśtawkę,
zwisająca z niebezpiecznie suchej gałęzi. Tuż obok w ziemi wykopano wielki dół,
do którego później nasypano piachu. Ten prowizoryczny plac zabaw miał tyle lat,
co jego najlepszy przyjaciel, starszy od niego o trzy lata. To miejsce widziało
więcej, niż by chciało. Znało wszystkie sekrety dorastających dzieciaków.
Towarzyszyło wielu pokoleniom żałosnych nastolatków bez świetlanej przyszłości.
Teraz nikt tu nie przychodził. Wyrośli z niego. Dla młodszych kolegów
był niewystarczający. Zbyt stary. Za słaby. Kompletnie bezużyteczny.
Plac zabaw opustoszał.
Całe osiedle pomału pustoszało.
Ze starej grupy nie został nikt
oprócz niego. Większości poszczęściło się w życiu, choć początek każdego był
podobny. Pochodzili z tego miejsca. Dzielili ten sam smutny los.
Każdy z nich miał swoje problemy.
Rozwiązywali je, bujając się na tej
starej, słabej i bezużytecznej huśtawce. Marzyli o lepszym jutrze. Właśnie to ich połączyło - marzenie. Rozmawiali między sobą szeptem, jakby
otaczające ich drzewa mogły wszystko usłyszeć. Jakby miały przekazać wszystko
rodzicom.
Nie widzieli się od trzech lat.
Chyba dawno zapomnieli o złożonej sobie obietnicy.
Spotykajmy się tu ostatniego dnia każdych wakacji. Obiecuję, że będę
czekał na was na tej huśtawce. Ostatniego dnia wakacji. O osiemnastej.
Obiecujesz?
Obiecuję.
Będę wypatrywał was z okna.
Spojrzał na zegarek.
Dwudziesta pierwsza trzydzieści
cztery.
Nie przyszli.
Kolejny rok z rzędu.
Właśnie tak działa czas. Obietnice
przestają mieć znaczenie, choć w chwili złożenia jej, ma się wrażenie, że to
najważniejsza rzecz na świecie. Pamiętać… Czy to tak dużo?
Ludzie zapominają.
Przestali się do niego odzywać po
dwóch miesiącach. Cholerne dwa miesiące. Tylko tyle zajęło im przystosowanie
się do nowego środowiska i puszczenie w niepamięć wszystkiego, co kiedyś miało
dla każdego z osobna tak ogromne znaczenie.
Przetarł policzki rękawem
czerwonego swetra. Tęsknił, chociaż o nim zapomnieli. Brakowało mu ich, chociaż
jasno dali mu do zrozumienia, że nie jest dla nich ważny. Wciąż o nich myślał,
choć dawno powinien przestać. Martwił się o nich, bo tak robią przyjaciele.
Jako ostatni opuszczał to
miejsce. Robił krok przed siebie, czują się jak ślepiec, niepewny gruntu
pod stopami. Czuł, że nie podoła. Wyobrażał sobie swój upadek tak wiele razy…
Ale nigdy naprawdę nie czuł tego bólu. Teraz coś się zmieniło.
Dlaczego to było tak trudne?
Bardziej bał się nieznanego, w które wkraczał, niż przyszłości spędzonej tutaj?
Przełknął ciężko ślinę. Próbował
rozluźnić mięśnie. Coś cały czas go dusiło. To było tak cholernie realne
uczucie.
Usiadł na środku salonu między
pudłami. Cała ta przeprowadzka – wszystko szło
zgodnie z planem. Aż do teraz. Siedział sam pośród swoich rzeczy, chowając
twarz w dłoniach. Kiedy stąd wyjdę, nie
będzie powrotu, myślał.
Dlaczego to było tak trudne? To
wszystko nie miało sensu.
Krztusił się własnymi łzami.
Bądź cicho.
Coś, co zostało mu z dzieciństwa.
Płakał w ciszy, bo tak go nauczono.
Łzy są oznaką słabości, mawiali.
Nawet jego przyjaciele to
wiedzieli i grzecznie się do tego stosowali. Może dlatego się od niego
odwrócili? Bo jako jedyny z nich płakał.
Nie. To kłamstwo. Raz już
widział, jak jego hyung płakał. Jeden, jedyny raz. Wtedy sam też nie wytrzymał.
I w ciszy płakali razem.
Ktoś zapukał do drzwi. Wytarł
policzki i nos, przetarł oczy dłonią, odchrząkując. Przybrał obojętny wyraz
twarzy. Wpuścił do środka wysokiego mężczyznę, który miał pomóc mu wynieść jego
graty z mieszkania. W milczeniu obserwował, jak facet pakuje pudła do
ciężarówki, zamyka drzwi.
Ostatni raz spojrzał przez ramię,
idąc w kierunku ciężarówki. Tak cholernie się bał.
Nie ma odwrotu.
Z tą myślą oddał klucze
właścicielowi. Ukłonił się nisko i odszedł, po raz ostatni wracając myślami do
tej starej, zakurzonej, zniszczonej huśtawki, za którą już tak bardzo tęsknił.
Przywiązanie.
Okropieństwo.
★
Ta miniaturka jest perełką dla mojego serca. Nie rozumiem dlaczego nikt nie skomentował, pisanie pod wpływem emocji jak dla mnie często okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Czujesz się źle, przelewasz na bloga swoje uczucia w postaci krótkiego opowiadania i to jest wspaniałe.
OdpowiedzUsuńJak nic pasuje mi tu Taehyung. Zagubiony we własnych myślach chłopak. Baekhyun tak ewentualnie. Podoba mi się. Bardzo. Czytałam z zapartym tchem żałując że takie krótkie.
Z niecierpliwością czekam na terapię, feniksa, huh cokolwiek bo brakuje mi tak cholernie twoich dzieł. Wracaj Martis słońce~